25 i 26 września 2023 roku w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych odbyły się uroczystości 70. rocznicy uwięzienia ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego i ks. abp. Antoniego Baraniaka. Uroczystej Mszy świętej przewodniczył ks. abp Marek Jędraszewski, który w homilii przypomniał postaci owych niezłomnych kapłanów, męczenników okresu komunizmu w Polsce.
Abp. Jędraszewski w wygłoszonej homilii podkreślał, że „obchodzimy 70. rocznicę jednych z najbardziej dramatycznych wydarzeń w naszej najnowszej historii – uwięzienie księdza kardynała Prymasa Stefana Wyszyńskiego a wraz z nim jego bliskiego, wiernego współpracownika, biskupa Antoniego Baraniaka, pełniącego wówczas funkcję dyrektora Biura Sekretariatu Prymasa Polski”.
„Wydarzenia dokonują się w nocy. Światło, jakim był dla ówczesnego polskiego społeczeństwa Prymas Polski, to światło miało zgasnąć. Raz na zawsze. Mroki miały objąć także to wszystko, co się składało na te dramatyczne wydarzenia późnego wieczoru, nocy i ranka 25 i 26 września 1953 roku. Chodzi nie tylko o to, że o tych wydarzeniach miała się nie dowiedzieć opinia publiczna, ale nawet że te mroki miały zapanować między dwoma bohaterami tamtych wydarzeń, ks. Prymasem Wyszyńskim i ks. abp Baraniakiem i w jakiejś mierze w tych mrokach oni się przez kilka lat znajdowali nie wiedząc dokładnie, co dzieje się z każdym z nich” – mówił.
Hierarcha przypomniał, że świadectwa o tym, co przeżyli kardynał i biskup ukazały się dopiero po ich śmierci. W 1982 r. wydano „Zapiski więzienne” kard. Stefana Wyszyńskiego, a w 2009 „Teczki na Baraniaka” (autorstwa bp. Marka Jędraszewskiego – red.). „Cała prawda wyszła na jaw i to, co miało pozostać zachowane w mroku – stało się światłem. Światła jakimi są kard. Stefan Wyszyński – błogosławiony świętego, katolickiego i apostolskiego Kościoła, a także abp. Antoni Baraniak – te światła są dziś pełne blasku. Ci, którym wydawało się, że mają władzę, zarówno ci sprawujący rządy jak i ci, którzy byli funkcjonariuszami więzienia, przeszli w mroki historii. Nie chce się o nich pamiętać. Ich imiona i nazwiska są przywoływane jako znak hańby i przestroga” – zaznaczył arcybiskup.
Powiedział, że relacja z aresztowania, przedstawiona przez kard. Stefana Wyszyńskiego w „Zapiskach więziennych” jest bardzo dokładna i szczegółowa. Abp Marek Jędraszewski zacytował słowa, zanotowane przez Prymasa Tysiąclecia. Kard. Stefana Wyszyńskiego przedstawiciele władzy naszli w nocy, przedstawiając mu polecenie rządu, aby natychmiast opuścił miasto. Został do tego przymuszony i siłą wywieziono go do klasztoru kapucynów w Rywałdzie. „Zostałem sam. Na ścianie, nad łóżkiem, wisi obraz z podpisem: 'Matko Boża Rywałdzka, pociesz strapionych’. To był pierwszy głos przyjazny, który wywołał wielką radość. Przecież stało się to, czym tyle razy mi grożono: pro nomine Jesu contumelias pati (Dla imienia Jezusa znosić zelżywości)” – zapisał kard. Stefan Wyszyński.
Abp Marek Jędraszewski przywołał także relację abp. Antoniego Baraniaka, związaną z tymi dramatycznymi chwilami. Kapelan prymasa wyszedł późno do ogrodu, by się odświeżyć i odmówić różaniec. Wtedy zobaczył rabusiów, którzy przeskakiwali przez mur i przebiegali do frontu budynku. Jeden z nich wymierzył do bp. Antoniego Baraniaka broń, grożąc że go zastrzeli. Gdy biskup został wpuszczony do domu, był świadkiem niegodnego zachowania pracowników Urzędu Bezpieczeństwa wobec prymasa. Chwilę przed wyprowadzeniem go z domu, kard. Stefan Wyszyński przekazał swemu sekretarzowi wszystkie potrzebne uprawnienia. Następnie wysłannicy władzy zabrali bp. Antoniego Baraniaka do sekretariatu, gdzie przez kilka godzin dokonywali rewizji. Odgłosy gwałtownego przeszukiwania, huków i tłuczenia murów były słyszalne w całym budynku. Z trzech dokumentów sporządzonych dwa miesiące później przez funkcjonariuszy UB wynika, że z Sekretariatu Prymasa Polski wyniesiono 290 dokumentów. Stały się one podstawą do niezwykle szczegółowych przesłuchań, którym był poddawany bp. Baraniak przez czas pobytu w więzieniu mokotowskim.
Dopiero rankiem zdecydowano, że sekretarz kardynała zostanie przewieziony do więzienia na Rakowiecką. Abp Marek Jędraszewski odczytał wspomnienia abp. Antoniego Baraniaka z tego dnia, które urywają się w momencie wtrącenia go do celi: „Zaprowadzono mnie do pustej betonowej celi, w której była prycza, taboret, dzban wody z miednicą i kibel. Groźnie zaskrzypiał potężny klucz w żelaznych drzwiach i wreszcie nastała cisza. Przez zakratowane okno i matowe grube szybki z góry zaglądał ponury poranek 26 września 1953 roku”. Biskup Baraniak nie mówił nawet najbliższym o tym, co przeżył w więzieniu, a był on tam brutalnie torturowany. Pozostały tylko strzępy wspomnień, kilka świadectw tego, co musiał znieść. Jego uwięzienie trwało od 26 września 1953 r. do 29 grudnia 1955 r. W jego sprawie, toczonej przez Urząd Bezpieczeństwa, pojawiły się 284 osoby, zachowało się 145 protokołów z przesłuchań, w których nie wspomina się o udrękach, znoszonych przez sekretarza kardynała.
Prawdopodobnie między 29 stycznia a 31 marca 1954 r. wydarzyło się coś, co dramatycznie naruszyło zdrowie bp. Baraniaka. Wydaje się, że właśnie wtedy władze odpowiedzialne za przebieg śledztwa zadecydowały o zastosowaniu wobec niego „ostrzejszych metod śledczych”. Wybitny historyk ks. prof. Marian Banaszak we wspomnieniach związanych z bp. Antonim Baraniakiem zaznaczał: „On faktycznie stał się wtedy męczennikiem sprawy Kościoła. Gdy go uwięziono, myślę, że tak powszechnie, przynajmniej księża orientowali się, że on miał być koronnym świadkiem w procesie przeciwko księdzu Prymasowi Wyszyńskiemu. I dlatego w więzieniu [na Mokotowie] w Warszawie starano się go nakłonić do odpowiednich zeznań. Dlatego miał bardzo surowe śledztwo, badania. A ponieważ jednak nie chciał nic powiedzieć przeciw Prymasowi, zresztą nie mógł powiedzieć, bo to wszystko byłoby nieprawdą, czego chciano od niego, dlatego doszło do praktycznego torturowania go”. Historyk mówił, że po latach abp. Antoni Baraniak otworzył się przed małą grupką polskich księży w Rzymie. Arcybiskup wspominał wtedy, że gdy nie mogli już niczym nakłonić go do zeznań przeciwko prymasowi, zastosowano ciemnicę. Zamknięto go bez ubrań na ponad tydzień w celi bez okien, gdzie z sufitu i ścian kapała woda. Nie załamał się. Mówił, że w czasie pobytu na Rakowickiej wraz z innymi więźniami odprawiał rekolekcje, modląc się, by nigdy się nie załamać. „Wtedy uczynił sobie takie postanowienie, że cokolwiek mu się zdarzy, on nigdy nie będzie świadczył przeciwko Księdzu Prymasowi i że jest gotów oddać swoje życie za sprawę Kościoła. Właśnie w tym rzymskim spotkaniu to podkreślił, że to była dla niego taka pomoc i siła. I taki pozostał. Niezłomny” – wspominał prof. Marian Banaszak.
Abp Marek Jędraszewski w homilii przywołał również rozmowę, którą odbył z ks. dr. Henrykiem Grześkowiakiem, wieloletnim prefektem w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu. Podczas swego pobytu w poznańskim seminarium, ciężko chory abp. Antoni Baraniak zaczął nagle wspominać czasy spędzone w więzieniu na Mokotowie. Mówił wtedy, że wielokrotnie wrzucano go do ciemnicy, gdzie nie wiedział czy jest dzień, czy noc. Wyciągano go z tego pomieszczenia i podsuwano mu do podpisu papiery, w których padało oskarżenie wobec kard. Stefana Wyszyńskiego i przyznanie się do pracy z agentami wrogich państw. W tych sytuacjach mówił do siebie: „Baraniak, ty się nie możesz ześwinić”.
Abp Jędraszewski przytoczył również wspomnienia dr Milady Tycowej, która podczas badania lekarskiego musiała spojrzeć na plecy abp. Antoniego Baraniaka. Relacjonowała ona: „Ksiądz Arcybiskup ociągał się nieco z pokazaniem tych pleców, ale przecież to podstawowe badanie było konieczne. Po chwili okazało się, że cała powierzchnia pleców, pokryta była sporymi bliznami, które musiały być efektem bicia. Był to widok porażający. Wiedząc, że Ksiądz Arcybiskup był wiele lat wcześniej w komunistycznym więzieniu, nie wytrzymałam i spytałam: 'A to tutaj to pamiątka, tak?’. Na co Ksiądz Arcybiskup odpowiedział jedynie: 'Tak, pamiątka’”. Ks. dr Jarosław Wąsowicz – za Prymasem Polski kard. Stefanem Wyszyńskim – powiedział, że „tu, w więzieniu mokotowskim ks. abp Baraniak cierpiał za cały Kościół”.
Abp Baraniak do końca życia nie odzyskał pełnej wolności, ani zdrowia. Nie był on jednak jedyną wśród duchowieństwa ofiarą zbrodniczego systemu komunizmu. Podczas konferencji naukowej „Niezłomni liderzy Kościoła w czasach komunizmu ks. dr Jarosław Wąsowicz – nota bene autor biografii abp Antoniego Baraniaka – przybliżył postaci salezjańskich męczenników z krajów komunistycznych Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Istvána Sándora, który prowadził tajne apostolstwo wśród młodzieży i nie opuścił Węgier, mimo że proponowano mu ewakuację z tego kraju. „Stał się tajnym duszpasterzem młodzieży, ich mentorem, przewodnikiem duchowym. To wszystko działo się pod czujnym okiem tajnej bezpieki i z czasem zaczęło mu grozić śmiertelne niebezpieczeństwo” – mówił ks. dr Wąsowicz przypominając, iż kiedy „pętla już zaciskała mu się na szyi” postanowił opuścić Węgry i już nawet przekroczył granicę, ale poczuł wyrzuty sumienia, że zawiódł tą młodzież i powrócił do Budapesztu i został aresztowany przez komunistów. Po brutalnym śledztwie, w którym nikogo ze swoich podopiecznych nie wydał, został skazany na śmierć. Wyrok wykonano 8 czerwca 1953 roku. W 2013 roku został włączony do grona błogosławionych.
Historyk podkreślał, że kiedy trwały prześladowania salezjanów w krajach Europy Środkowo-Wschodniej zarówno kard. Stefan Wyszyński, jak i abp Baraniak przyszli im z pomocą, m.in. prowadząc tajne święcenia kapłańskie i zakonne. „Nasi współbracia starali się wspierać salezjanów poprzez różne prywatne kontakty, czy literaturą, czy też poprzez przyjmowanie tajnych ślubów – na dworcach kolejowych, plażach” – mówił.
W kolejnych panelach przypomniano księży archidiecezji krakowskiej, którzy byli więzieni w okresie komunistycznej dyktatury, a także sylwetki innych męczenników: o. Tomasza Roztworowskiego (TJ), ks. Zygmunta Kaczyńskiego oraz ks. Rudolfa Marszałka (TChr).
Anna Wiejak