Wiem, że są problemy z dopięciem budżetu Unii Europejskiej. Jak są poważne?
Bogdan Rzońca: To są problemy wynikające z tego, że Unia Europejska jako cały projekt jest w tej chwili bardzo mocno zadłużona. Po covidzie, kiedy przygotowano plan naprawy gospodarek NewGenerationEU, padła propozycja – i wykonano ją – że UE zaciągnie pożyczkę w wysokości prawie 800 mld euro. Teraz jest ogromna dyskusja, z czego ją spłacać. Pożyczka została zatwierdzona, jest realizowana, czyli Unia się zadłuża. Z tych 800 mld euro, już 200 mld euro zostało wydane niektórym krajom poprzez tzw. krajowe plany odbudowy i trwa poszukiwanie środków na spłatę tego zadłużenia, ponieważ istnieje obawa, że jednak ta spłata będzie bardzo mocno obciążać Unię Europejską. Szuka się tzw. świeżych pieniędzy. Jest propozycja, żeby zasilać budżet z ETS-u. To jest procedura nowych podatków. Mają one pomóc w spłacie tego długu. To po pierwsze podatek węglowy (carbon border adjustment) – jest przygotowany, ale nie jest wdrożony. Trwa dyskusja i są też protesty, czyli wygląda na to, że nie szybko ten podatek będzie mógł być przyjęty przez 27 krajów i będzie mógł być użyty do spłaty zadłużenia. Druga sprawa to jest podatek związany z ETS-em. Do tej pory jest tak, że na przykład Polska sprzedaje uprawnienia do emisji CO2 i otrzymujemy 100 proc. do budżetu państwa polskiego dochodów z tej sprzedaży. Jest propozycja, żeby 25 proc. tych pieniędzy trafiało do budżetu Unii Europejskiej. Trzeci to podatek od wielkich firm i to też się nie udaje, dlatego że wielkie korporacje protestują. Ich obawa jest taka, że to poszukiwanie nowych pieniędzy na spłatę budżetu jest bardzo obciążające.
Druga rzecz, chyba najbardziej aktualna w tej chwili, to jest kwestia kryzysu, recesji w Unii Europejskiej. Istnieje zagrożenie, że nie wiadomo, jakie w 2023 roku będą dochody Unii Europejskiej. Z dokumentów, które mam wynika, że nawet się mówi o stagflacji w Unii Europejskiej, mówi się o utrzymującej się inflacji. Mówi się o tym, że PKB w 2023 roku średnio w UE będzie wynosiło 0,3 proc., czyli praktycznie nie ma żadnego wzrostu gospodarczego, a cały czas zadania wieloletnich ram finansowych są realizowane, budżet wieloletni jest przyjęty i wszystkie płatności powinny być zabezpieczone. Oczywiście też trwa dyskusja na ten temat, czy te wszystkie pocovidowe i wojenne komplikacje nie spowodują, że będzie trzeba podwyższyć składkę poszczególnych krajów, żeby zabezpieczyć wydatki z poszczególnych polityk – czy polityki rolnej, czy polityki spójności. To jest ten bieżący problem, z którego wynika, że budżet Unii Europejskiej jest bardzo napięty, że mówi się o ograniczeniach tego budżetu na rok 2024, że w 2023 też mogą być tzw. przesunięcia z wieloletnich ram finansowych. Po raz pierwszy w historii UE około czerwca-lipca tego roku nastąpi rewizja wieloletnich ram finansowych, co oznacza, że może dojść do takiej sytuacji, że na przykład będą zmiany w zaproponowanych wydatkach w polityce spójności, czy w polityce rolnej, czy w polityce bezpieczeństwa. Może dojść do zmian wydatków, mogą zostać wprowadzone ograniczenia, przesunięcia, bo wszystkie grupy polityczne w UE domagają się wręcz rewizji wieloletnich ram finansowych i to jest bardzo duże wyzwanie. Komisja powiedziała, że przed wakacjami – w czerwcu lub lipcu – przedstawi nam taką rewizję wieloletnich ram finansowych.
Kolejny problem to jest polityka klimatyczna, nieoszacowana, niewyceniona, ale jednak bardzo głośna. Ta polityka klimatyczna prowadzi do sytuacji, że jak pytamy o wydatki, o koszty tej polityki klimatycznej, nikt nie umie odpowiedzieć, ile będzie kosztowało to zazielenianie gospodarki, ile będą kosztowały te wszystkie pakiety „Fit for 55”. To jest bardzo duży problem dla wszystkich grup politycznych, ponieważ ta polityka partii Zielonych jest bardzo represyjna, wręcz można powiedzieć szantażująca inne grupy. Stąd też jest taka dyskusja, czy w ogóle te wszystkie cele klimatyczne, które zostały założone trochę ideologicznie, będą wykonalne. Sytuacja finansowa UE jest więc bardzo skomplikowana. Może to się nawet skończyć tym, że będą zwiększone składki poszczególnych państw, żeby realizować polityki Unii Europejskiej. Jak Polska płaci 1,23 proc. dochodu narodowego brutto jako składkę, to może będzie propozycja, żeby płacić 2 procent i każdy kraj będzie miał taką samą sytuację. Nie wiemy, w którym kierunku się to rozwinie. Pewnie trochę czasu jeszcze jest, ale jest też duża obawa, że ta konkurencyjność gospodarcza Unii Europejskiej w tej chwili przegrywa z Chinami, ze Stanami Zjednoczonymi, które poprzez na przykład ten akt inflacyjny Bidena wypuszczą na rynek 370 mld dolarów. Jest bardzo głośno w Brukseli o tym, że europejskie firmy, wielkie firmy, chcą się przenosić do Stanów Zjednoczonych. To by wskazywało na to, że będzie mniej podatków w Europie i wszystkie z tym związane perturbacje.
Unia Europejska ogłasza powstawanie kolejnych funduszy pomocowych dla zielonej transformacji. Polscy eurodeputowani są w ogóle niewysłuchiwani. Polski głos nie może się przebić przez ten unijny „zielony” mainstream. O czym to świadczy?
Staramy się być eurorealistami i realizować naszą politykę w powiązaniu z polskim rządem. My oczywiście martwimy się o Unię, ale jeszcze bardziej martwimy się o Polskę, o naszą sytuację gospodarczą. Uważam, że powinniśmy jak najbardziej pilnować polskich spraw. Stąd nasz realizm i krytyka tego, co proponuje Unia Europejska.
Polski rząd uczynił wszystko, czego zażądała Komisja Europejska, aby uruchomić dla Polski pieniądze z Funduszu Odbudowy. Czy jedną z przyczyn, dla których Komisja Europejska nie chce uruchomić tych funduszy jest to, że chce „oszczędzać” na Polsce wydatków?
Myślę, że tu jest bardziej złożona sprawa. W zasadzie chodzi o to, że Polska jest dużą przeszkodą w budowie jednego państwa europejskiego, ponieważ ta koalicja, która rządzi obecnie Unią Europejską chce stworzyć państwo europejskie, a my się na to nie godzimy, pilnujemy naszej suwerenności, mówimy, że polska Konstytucja jest najważniejszym aktem prawnym. Te nasze sygnały natrafiają na taką próbę przymuszenia nas do uległości poprzez różnego rodzaju sankcje, kary. W tym pakiecie różnych restrykcji trzeba patrzeć na to, że my próbujemy spełnić oczekiwania Unii Europejskiej, a tych oczekiwań jest coraz więcej. Niektóre są niewykonalne. Moim zdaniem nie możemy się wyrzec Konstytucji Polski, rząd tego nigdy nie zrobi. Suwerenem – i to jest wyraźnie napisane – w Polsce jest naród i będziemy od tej strony bardzo twardo bronić naszego stanowiska, nawet gdy będą nakładane kary. Później, myślę, te wszystkie kary będą nam anulowane. Oczywiście warunek jest taki, że musi się zmienić skład Parlamentu Europejskiego i TSUE, bo tam są też właśnie politycy bardzo podatni na presję liberalnej, socjalistycznej Europy jednego państwa. Musimy jakoś polskiemu społeczeństwu wytłumaczyć, że nasza postawa nie wynika z niechęci współpracy z Unią i realizacji pewnych wspólnych wielu polityk UE, które są dobre, tylko wynika z tego, że jesteśmy przeszkodą w budowie państwa europejskiego. To da się zrobić. Trzeba to robić spokojnie, choć przykro mi, że unijni politycy tak postępują w tej chwili, jakby nie widzieli, że Polska pomaga Ukrainie, że broni UE przy tej wojnie, agresji Putina na Ukrainę. Tego tutaj się nie dostrzega, a wręcz jest chyba takie przekonanie, że im bliżej październikowych wyborów w Polsce, tym ta presja na polski rząd będzie się zwiększać. Chodzi o to – czego zresztą niektórzy unijni politycy nie ukrywają – żeby obalić rząd Zjednoczonej Prawicy w Polsce i usunąć tę przeszkodę w budowie państwa europejskiego.
Tak, ale to są tak naprawdę dwie pieczenie przy jednym ogniu. Z jednej strony próba usunięcia obecnej koalicji rządzącej, ale z drugiej przecież jeżeli UE nie wypłaca tych pieniędzy, to one zostają w jej dyspozycji. Być może nawet inne wynegocjowane fundusze są zagrożone. Polski rząd miał bardzo dobre wyniki negocjacyjne jeżeli chodzi na przykład o Fundusze Spójności. Czy przypadkiem i one nie są zagrożone?
Nie dałbym głowy, że nie są zagrożone. Tych szantaży może być więcej. Unia ma swoje potworne problemy finansowe i o tym już mówiliśmy. Oczywiście te pieniądze, które są niewydatkowane, ale leżą na koncie Unii Europejskiej także obniżają wartość Unii Europejskiej, bo przecież społeczeństwa nie żyją z samych pieniędzy. Żyją z inwestycji i obrotu inwestycyjnego między innymi, oraz z pracy. Uważam więc, że Unia Europejska popełnia błąd trzymając pieniądze i nie dając ich Polsce z powodów politycznych. To są takie pozorne oszczędności, a słyszymy tu zewsząd, że kolejne szantaże mogą mieć bardzo różny wymiar, mogą nawet sięgać po pieniądze z wieloletnich ram finansowych, z budżetu UE. To by było już tragiczne i absolutnie bezpodstawne, ale w polityce jest tak, że jeśli któraś grupa partii trzyma władzę, grupa socjalistów, liberałów, ta grupa chce po prostu pozbawić prawicę rządów w Polsce i możemy się spodziewać następnych restrykcji, ale musimy trwać przy swoim.
Rozmawiała Anna Wiejak