Wiem, że były rozmowy ze stroną społeczną, z górnikami w sprawie rozporządzenia metanowego. Jak w tej chwili wygląda sytuacja? Na jakim to jest etapie?
Anna Zalewska: Jeżeli chodzi o to rozporządzenie metanowe, to jego bieg przez chwilę został wstrzymany, dlatego że pani sprawozdawczyni z „Zielonych” została przyłapana przez dziennikarzy i przez eurodeputowanych na tym, że wprost przepisuje poprawki lobbystów między innymi z amerykańskiego NGO-su. W kontekście afery korupcyjnej rzeczywiście zrobiło się nieprzyjemnie i przez moment prace zostały zbojkotowane przez kilka grup – przez EKR, ID i przez EPP. W związku z tym prace się opóźniły, ale i tak idą bardzo szybko, bo w maju zaplanowane jest głosowanie już na sesji plenarnej. To po pierwsze, jeśli chodzi o poziom tego, gdzie jesteśmy. Później będą trilogi, czyli praca z Komisją Europejską, z Radą Europejską, więc ten kształt jeszcze będzie się zmieniał.
Górnicy rzeczywiście są zatrwożeni, bo jeżeli przepis przeszedłby w takim kształcie, jaki jest, to tak naprawdę za kilka lat musielibyśmy zamykać kopalnie węgla kamiennego, mimo obowiązującej umowy społecznej (ona jest prenotyfikowana, jeszcze chyba do końca nie jest ostatecznie podpisana przez Komisję Europejską). Rzeczywiście te obostrzenia dotyczące metanu, a odmetanowanie jest konieczne przy węglu, po prostu dla bezpieczeństwa górników, przewidywały normę 0,5 tony metanu na 1000 ton węgla, gdzie w tej chwili górnicy mówią, że potrzebują normy 8-10 ton. Wiemy, że już jest pierwsza zgoda, żeby dyskutować o 5 tonach na 1000 ton i to liczonej za jednego operatora. Tym operatorem chyba będzie NABE, więc być może to byłoby do przyjęcia, ale to jest jeszcze niezapisane, nie ma tego w dokumencie. Jednocześnie górnicy mówią o tym, że trzeba wydłużyć czas, żeby mówić o roku 2030 tym bardziej, i tu przyznaję im bezwzględnie rację, że to rozporządzenie jest nowe, to nie jest jakaś zmiana, to nie działa, to jest na zasadzie prawdopodobieństwa, że „być może”. Nie ma technologii, które byłyby wprost możliwe do zastosowania. Podnoszą również, że należy zmienić zapis mówiący o karach odstraszających. Oczywiście będzie to robił rząd, ale w sytuacji, gdyby Zjednoczona Prawica nie kontynuowała rządów, my wiemy na pewno, że to będą odstraszające kary, bo przecież nasze koleżanki i koledzy z opozycji mówią o tym, że trzeba szybciej i ambitniej dekarbonizować. W związku z tym jest pomysł, żeby te kary zamienić na opłaty, bo wtedy rzeczywiście zostanie to ustalone, będzie to bezpieczniejsze i do udźwignięcia przez kopalnie. Górnicy podkreślają, że oni w całości odpowiedzialni są za 140 tysięcy ton tego metanu, gdzie mówimy o wartościach ogólnoświatowych kilkusetmilionowych, więc to nie jest wartość istotna, która zaważyłaby na całości, na globalnym wyeliminowaniu metanu. Jednocześnie w tym samym dokumencie jest mowa o tym, że będziemy mogli sprowadzać węgiel z całego świata i będzie potrzebne tylko i wyłącznie oświadczenie. Jest to bardzo nierówne traktowanie podmiotów – te z rynku europejskiego mają zginąć, mają się zamknąć, a dowolny węgiel, o byle jakiej wartości, sprowadzany z miejsc, gdzie w ogóle nie mówi się o środowisku, będzie mógł wpływać do Polski dowolnym właściwie strumieniem.
Wspomniała Pani o umowie społecznej. Pamiętam, że kiedy ona była z Komisją Europejską zawierana, to unijni urzędnicy mówili wprost: możemy ją zawrzeć, ale i tak dyrektywy metanowej nie przetrwacie. Dlaczego Komisja Europejska zagięła parol na polskie kopalnie i chce je koniecznie zlikwidować?
Dlatego, że Polska jest ostatnim miejscem w Europie, gdzie jest węgiel kamienny, więc stanowi konkurencję. To po pierwsze. Po drugie, Niemcy, którzy wprawdzie nie mają węgla kamiennego, mają natomiast brunatny, powiedzieli Komisji – i Komisja nic innego nie zrobiła, tylko się zgodziła, nie dyskutowała, nie negocjowała – że otwierają pięć nowych elektrowni właśnie na węgiel brunatny. Pozwolono im również na to, żeby wydali prawie 150 mln euro na odtworzenie tychże kopalni i elektrowni, gdzie węgiel brunatny jest znacznie brudniejszy i trudniejszy dla środowiska. Czyli po prostu chodzi o pieniądze.
Czy to jest przypadek, że poruszono kwestię metanu akurat tuż przed wyborami w Polsce, bo wydaje mi się, że chyba niekoniecznie?
Właściwie na każdym kroku widać, że Komisja Europejska na serio, na poważnie – w ogóle się z tym nie kryje – zaangażowała się w kampanię wyborczą w Polsce. To nie tylko takie deklaracje, jak te komisarz von der Leyen mówiącej do Donalda Tuska: „Wracaj tutaj jak najszybciej jako premier swojego kraju”, ale to są właśnie różnego rodzaju dokumenty mające zaostrzać dyskusję w Polsce, dotykać kolejne grupy. Na razie przy metanie powściągają się, nie mówiąc o wysypiskach śmieci i rolnictwie, natomiast w innych dokumentach mamy zapisy mówiące na przykład o tym, że rolnictwo będzie traktowane jak przemysł, jeżeli chodzi o hodowlę zwierząt – to jest dokument o emisjach przemysłowych. Na razie jest awantura w Komisji Rolnej (AGRI), więc przez chwilę na ten temat nie dyskutujemy, ale rzeczywiście to nie są przypadki. Wszystkie ręce na pokład w Komisji Europejskiej, żeby wesprzeć Platformę Obywatelską przede wszystkim w kampanii wyborczej.
Jakie jest w Pani ocenie prawdopodobieństwo, że będziemy zobowiązani do implementowania tych rozporządzeń metanowych?
Przede wszystkim mam nadzieję, że ten dokument się zmieni, dlatego że zarówno polski rząd, jak i górnicy są zdeterminowani. To spotkanie, o którym pani redaktor wspomniała na początku, było spotkaniem ze wszystkimi eurodeputowanymi wszystkich grup politycznych ze Śląska. Ja byłam jedyną z zewnątrz i pani premier Beata Szydło. Ja z racji tego, że pracuję przy tym dokumencie, więc zdawałam relację, jak on wygląda. Pan Buzek, pan Kohut i pan Balt podpisali się pod deklaracją pracy w swoich grupach politycznych na rzecz modyfikacji tych zapisów. Będą odpowiedzialni za przekonywanie, że bezwzględnie trzeba to rozporządzenie zmienić.
Czy możemy po prostu tego rozporządzenia nie przyjąć, odmówić wdrożenia go w życie?
Nie, bo to jest rozporządzenie. To nawet nie dyrektywa, którą można implementować w różny sposób, tylko mając określone ramy. To jest rozporządzenie, czyli ma zastosowanie wprost. W związku z tym to, w jakim kształcie wyjdzie, będzie decydować o przyszłości polskiego górnictwa. Zrobimy wszystko, żeby to rozporządzenie było absolutnie do udźwignięcia.
Czy Komisja Europejska wychodzi z jakimikolwiek rozwiązaniami mającymi złagodzić skutki społeczne tego rozporządzenia?
Nie. Komisja Europejska generalnie nie interesuje się społeczeństwem, nawet jeżeli udaje, że robi jakąś analizę, ocenę skutków społeczno-gospodarczych, to jest to liczenie z grubsza. Uznaje się, że są to problemy krajów członkowskich, że to oni rozwiążą. Cały pakiet „Fit for 55” nie widzi człowieka, jest algorytmem, jest zasadą, bardzo często jest utopią na absolutnie nowych technologiach albo będących na etapie badań naukowych. Proszę zobaczyć, co się stało z rozporządzeniem w sprawie elektrycznych samochodów. Otóż Niemcy powiedziały Komisji, że ma przygotować akt delegowany, który złagodzi to rozporządzenie, ale uwaga, o e-paliwa, czyli paliwa na wodór, paliwa związane z wychwytywaniem dwutlenku węgla i oparte na energii odnawialnej.
Czyli niemieckie technologie…
Dokładnie tak. Bo oni już zaczęli nad tym pracować. Ale to są jeszcze droższe technologie i tak jak powiedziałam, na bardzo wczesnym etapie. Trudno przewidzieć, jakie będą tego konsekwencje. Na przykład, żeby pozwolić wodorowi przenosić energię, trzeba użyć co najmniej o jedną trzecią więcej energii niż ten wodór jest w stanie dać. To są działania absurdalne z punktu widzenia ekonomii. Liberalno-lewicowa większość wzrusza ramionami. Tutaj działa po pierwsze ideologia, utopia ludzi, którzy chyba nigdy nie zajmowali się gospodarką, a z drugiej strony potężne lobby globalnych, europejskich firm, które po pierwsze chcą pozyskiwać pieniądze na rozwój własnych technologii, a po drugie sprzedawać swoją technologię. Tak naprawdę już mało co mają do sprzedaży. W kuluarach Komisji Środowiska krąży taki ponury żart, że cała polityka klimatyczna Unii Europejskiej jest napisana pod Chińczyków, dlatego że to Chińczycy z tego korzystają, Chińczycy mają w większości dostęp lub wprost kupione różnego rodzaju źródła krytycznych pierwiastków, czy też rzadkich, jak na przykład lit, który jest potrzebny do samochodów elektrycznych, i to oni globalnie będą decydować o tym, jak polityka klimatyczna w Europie będzie wyglądać. Zresztą nawet von der Leyen w wystąpieniu w Strasburgu podniosła, że uniezależniamy się od węglowodorów rosyjskich, natomiast przerażająca jest zależność od Chin. I oprócz słów nie ma nic, a wręcz odwrotnie, raczej sięga się po takie rozwiązania, które skazują Europę na zewnętrzne poszukiwanie różnego rodzaju pierwiastków, źródeł.
Mam wrażenie – bo ten problem zwijania gospodarki dotyczy wszystkich obszarów – że w koncepcji globalnego zarządzania ta część świata ma być skansenem, jednym wielkim rezerwatem, w którym nie ma być produkcji. Produkcja ma być docelowo przeniesiona już całkowicie do Azji czy do Stanów Zjednoczonych.
Ale oczywiście, że tak. Natomiast nie usłyszy pani tego w Komisji Europejskiej. Wczoraj była debata w Parlamencie Europejskim o f-gazach. To są te fluorowane, sztuczne, które między innymi odpowiadają za pompy ciepła, za klimatyzatory, za chłodzenie w lodówkach. Tutaj usłyszeliśmy od Timmermansa taką pychę, że my musimy to szybko zrobić, bo cały świat będzie od nas te rozwiązania kupował, że cały świat pójdzie za Unią Europejską. Naprawdę nic, tylko wzruszyć ramionami, bo przecież widać na szczytach klimatycznych, że jest dokładnie odwrotnie. A w tym dokumencie też jak w soczewce przegląda się cała Unia Europejska i jej absurdy, bo z jednej strony Frans Timmermans jest twarzą dokumentu REPowerEU, który powstał zaraz po wybuchu wojny, mówiącego o tym, jak to szybko trzeba zmienić technologię i się przestawić na wszystko, co odnawialne. Między innymi jest mowa o tym, że muszą powstawać pompy ciepła, za moment pewnie zostanie wprowadzony zakaz używania pieców gazowych, a z drugiej strony dokument, rozporządzenie o f-gazach, które w tempie błyskawicznym, w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat nakazuje usuwać z pomp ciepła większość f-gazów. To jest po prostu paranoja. W sposób oczywisty będzie poszukiwanie nowej technologii, wzrosną ceny pomp ciepła, w związku z tym nie będzie można w żaden sposób przekonywać obywateli, żeby sobie montowali te pompy ciepła, nawet jeżeli będą jakieś dopłaty, i nic z tych pomysłów wynikających z REPowerEU nie będzie.
Albo drugi paranoiczny przykład – już ze dwa miesiące temu przegłosowaliśmy z pakietu „Fit for 55” dokument, który nazywa się CBAM słusznie mówiący o tym, że wwożący produkty spoza EU na teren wspólnoty powinien płacić podatki na granicy, bo przecież mamy ETS, a oni go nie mają, więc nasza gospodarka nie jest konkurencyjna i Chiny dosłownie w tym samym dniu wydały komunikat, że rozważają zakaz eksportu płytek krzemowych. Płytki krzemowe są podstawą do płyt fotowoltaicznych. A żeby było śmieszniej, straszniej, 98 proc. globalnego udziału w płytkach krzemowych mają Chińczycy. To pokazuje, w jaki sposób będziemy z kolei rozwijać tę gałąź energii odnawialnej. To potwierdza tę tezę pani redaktor – wyprowadzić wszystko, udawać, że jesteśmy czyści, udawać, że coś będziemy sprzedawać, a tak naprawdę coraz bardziej uzależniać się od całego świata.