Jak dowiedział się portal wPolityce.pl Didier Reynders przesłał polskiemu rządowi list, gdzie podważa status Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która będzie decydować o ważności zaplanowanych na październik wyborów parlamentarnych w Polsce. Oznacza to – wbrew wcześniejszym zapewnieniom KE – ciąg dalszy otwartej wojny Komisji Europejskiej z rządem Mateusza Morawieckiego oraz Polakami, którzy ten rząd wybrali w demokratycznych i wolnych wyborach.
Wprawdzie sądownictwo nie znajduje się w kompetencjach przyznanych organom Unii Europejskiej traktatami, ale nie przeszkadza to unijnym urzędnikom po raz kolejny w nie ingerować, łamiąc umowy międzynarodowe oraz dobre praktyki demokratyczne. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż rzeczony komisarz Reynders, jak wszyscy zresztą komisarze, nie został wyłoniony w powszechnych wyborach, co oznacza, iż nie został powołany w sposób demokratyczny. Ów przedstawiciel najmniej demokratycznej instytucji w Europie pozwala sobie podważać polskie organy sprawujące konstytucyjną władzę tylko dlatego, że na stanowisku premiera widziałby zapewne przedstawiciela polskiej opozycji.
Warto w tym momencie przypomnieć, iż dokładnie ten sam Reynders zasłynął chwilę wcześniej ostrymi wypowiedziami przeciwko powołaniu w Polsce komisji ds. badania rosyjskich wpływów. Wszystko to w obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a co za tym idzie regularnej wojny u polskich granic. Może warto byłoby, aby polska Agencja Wywiadu wzięła Reyndersa pod lupę i sprawdziła, w czyim interesie działa, bo na pewno ani w polskim, ani tym bardziej w interesie Unii Europejskiej. Swoją drogą tej ostatniej – o czym pisałam na łamach Schuman Optics Magazine – przydałaby się ochrona kontrwywiadowcza i komisja ds. rosyjskich wpływów, gdyż unijni urzędnicy podejmują zbyt wiele działań, które są w interesie Rosji.
Wracając jednak do pisma, które Reynders miał śmiałość przedłożyć polskiemu rządowi, to po raz kolejny KE udowadnia, że jest w stanie posłużyć się największym bezprawiem, aby tylko osiągnąć ideologiczne cele, gdyż o to właśnie toczy się walka między nią a obecnym polskim rządem. Gdyby w Warszawie rządziła opozycja, która wyraziłaby zgodę na federalizację Unii Europejskiej pod egidą Niemiec oraz na wszystkie nowolewicowe, genderowe wynaturzenia, to wówczas nie byłoby żadnych ataków na Polskę w PE, żadnego grillowania polskiego rządu czy prób jego zmiany. List Reyndersa jasno dowodzi, że unijny mainstream zdaje sobie sprawę ze słabości polskiej opozycji i będzie za wszelką cenę – również gangsterskimi środkami, do których jak widać po wspomnianym liście jest zdolny – ingerował w proces wyborczy. Być może nawet będzie próbował destabilizować sytuację wewnętrzną w naszym kraju, licząc na poważne jego osłabienie. Jest to nic innego jak jawna agresja podejmowana nie środkami militarnymi, ale politycznymi i ekonomicznymi. Agresja, z której wnioski powinny wyciągnąć inne europejskie kraje, którym w sposób równie bezprawny unijni urzędnicy będą chcieli narzucać rządy, co musi skończyć się jeśli nie totalitaryzmem to przynajmniej dyktaturą. Pozostaje jeszcze pytanie, na ile brak programu wyborczego PO i Donalda Tuska wynika właśnie ze strategii przejęcia władzy z wykorzystaniem agresji instytucji i osób w Brukseli? Ciekawe, czy lider opozycji zechce się w tej kwestii wypowiedzieć?
Unijny mainstream chce pozbawić Polskę suwerenności na rzecz superpaństwa podporządkowanego władzom w Berlinie. Gdyby do tego doszło, spełniłby się sen Adolfa Hitlera o podboju Europy. Taki przebieg wydarzeń przewidział zresztą Robert Schuman pisząc na wiele lat przed zjednoczeniem Niemiec: „Niemcy wiecznie będą niezadowolone. To właśnie dlatego był i prawdopodobnie zawsze będzie problem niemiecki. Jak długo są podzielone, jak długo czują tęsknotę za jednością, Niemcy stanowią mniejsze zagrożenie dla pokoju w innych krajach. Jak tylko ich potrzeba jedności zostanie zaspokojona, znów stają się opętane nowymi ideami dominacji. Łatwo je przekonać, że opatrzność ma dla nich specjalną misję”. W tej „specjalnej misji” bardzo przeszkadza katolicki polski naród i polski rząd opowiadający się za wspólnotą krajów Europy, a nie ich federalizacją i tworzeniem superpaństwa. Stąd należy się przygotować na jeszcze ostrzejsze ataki ze strony lewicowo-liberalnych środowisk kontrolujących gros stanowisk i procesów wewnątrz UE.
Podejmowane przez Reyndersa działania ultra vires mogą stanowić przyczynek do rewizji stosunków między Polską a UE. W obecnej sytuacji warto byłoby po pierwsze poprosić Trybunał Konstytucyjny o zbadanie zgodności z Konstytucją mechanizmu warunkowości, a następnie traktatu lizbońskiego wraz z całą zawartością uchwalonego po jego podpisaniu unijnego prawa. To nie tylko ostudziłoby zapędy unijnych oficjeli, ale przede wszystkim stanowiłoby rewizję dotychczasowych działań i pozwoliło wdrożyć systemy naprawcze. Przywróciłoby to ponadto wartość prawu jako prawu, ponieważ ze względu na bezprawne posunięcia unijnych urzędników oraz władz w Berlinie prawo międzynarodowe zostało zdeprecjonowane i pozbawione zarówno swojej zawartości, jak i wartości, co prowadzi wprost do anarchizacji, której jesteśmy świadkami w wykonaniu Reyndersa.
Reynders – zresztą nie tylko on – przeciwstawia się wspólnocie narodów Europy budowanej przez Schumana na bazie fundamentów chrześcijańskich. „Owa Europa – pisał ojciec Wspólnoty Europejskiej – musi spoczywać na demokratycznych podstawach. Rady, komitety i inne władze muszą znaleźć się pod kontrolą opinii publicznej”. „Europejska integracja musi, generalnie rzecz ujmując, uniknąć błędów naszych narodowych demokracji, w szczególności nadmiernej biurokracji i technokracji. Skomplikowane struktury i akumulacja miejsc pracy nie chronią przed nadużyciem, ale czasami są rezultatem przesady i faworyzowania. Paraliż administracyjny stanowi podstawowe niebezpieczeństwo, które grozi każdej ponadnarodowej organizacji” – ostrzegał. Zwracał również uwagę, że „albo demokracja będzie chrześcijańska, albo nie będzie jej wcale”. „Antychrześcijańska demokracja byłaby parodią, która pogrążyłaby się w tyranii lub w anarchii” – pisał Robert Schuman. W tym kontekście tym wyraźniej widać, że działania takich osób jak Didier Reynders muszą prowadzić i już prowadzą do rozkładu Unii Europejskiej i prób wprowadzania w jej miejsce superpaństwa o cechach totalitarnych.
Anna Wiejak