„To było katastrofalne uderzenie w zaopatrzenie energetyczne, pojedynczy akt sabotażu – atak na Niemcy” – tak opisuje wysadzenie trzech nitek gazociągów Nord Stream 1 i 2 niemiecki tygodnik „Der Spiegel”. Niemieccy dziennikarze śledczy, których tropy zamachowców zaprowadziły do Kijowa, zapomnieli dodać, że wybudowanie wspomnianych gazociągów umożliwiło Rosji atak na Ukrainę, który – gdyby zaplanowany blitzkrieg się udał – najprawdopodobniej skończyłby się agresją również na Polskę. Pytanie, czy władze Niemiec wiedziały o planowanej przez Rosję inwazji na Ukrainę? Jakie ustalenia podjęli kanclerz Angela Merkel i Władimir Putin, zanim ta pierwsza ustąpiła z urzędu?
„Jak wynika z dotychczasowych ustaleń śledztwa, komando złożone z nurków i specjalistów od materiałów wybuchowych wyczarterowało Andromedę niemal dokładnie rok temu i niezauważone przepłynęło Morze Bałtyckie z Warnemünde w północnych Niemczech, po czym 26 września 2022 r. wysadziło dziury w trzech rurach należących do gazociągów Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Był to katastrofalny atak na dostawy energii, pojedynczy akt sabotażu – atak na Niemcy” – czytamy w „Der Spiegel”.
„Celem operacji było 'wyrządzenie trwałej szkody w funkcjonowaniu państwa i jego obiektach. W tym sensie jest to atak na bezpieczeństwo wewnętrzne państwa’. Takim językiem prawniczym posługują się sędziowie śledczy niemieckiego Federalnego Trybunału Sprawiedliwości w toczącym się od tego czasu śledztwie w sprawie nieznanych sprawców” – kontynuują autorzy.
Abstrahując od tego, kto rzeczywiście jest odpowiedzialny za wysadzenie rurociągów, warto zdać sobie sprawę z kilku kwestii. Po pierwsze, kiedy ruszył projekt Nord Stream 1, celowo omijał on Ukrainę i Polskę, i nie chodziło jedynie o kwestię ewentualnych opłat za tranzyt gazu przez te kraje. Rosja chciała mieć zagwarantowaną płynność zbytu tego surowca, zanim ruszy z armią na Wschód. Ówczesny premier Polski Donald Tusk nie widział ani zagrożenia ani przeszkód i rosyjsko-niemiecka inwestycja weszła w fazę realizacji.
Nord Stream miał pełnić jeszcze jedną rolę, a mianowicie służyć rosyjskiej infiltracji Unii Europejskiej, z czego Niemcy musieli przecież zdawać sobie sprawę. Również w opinii Keesa Klompenhouwera, holenderskiego dyplomaty, byłego szefa wywiadu, Nord Stream służył do prowadzenia działań infiltracyjnych na terenie Unii Europejskiej. „Nord Stream 1 był absolutnie rosyjskim projektem infiltracyjnym” – powiedział w wywiadzie dla NRC. Oznacza to, że Niemcy i Rosję łączyło coś zdecydowanie więcej niż tylko współpraca gospodarcza.
Współczesny pakt Ribbentrop-Mołotow
Część polskich polityków słusznie zauważyła, że Nord Stream 1 i 2 to nic innego jak współczesny pakt Ribbentrop-Mołotow. Nie wiemy wprawdzie dokładnie, jakie były szczegółowe uzgodnienia między niemiecką i rosyjską stroną, ale przynajmniej o części z nich świadczyć może kilka faktów. Otóż brytyjski dziennik „The Telegraph” poinformował w kwietniu 2022 roku, a więc już po agresji Rosji na Ukrainę, że Francja i Niemcy mimo embarga uzbroiły Rosję w sprzęt wojskowy o wartości 273 mln euro. Władze w Berlinie tłumaczyły się wówczas twierdząc, że towary zostały sprzedane dopiero po zagwarantowaniu przez Kreml, iż są one przeznaczone do użytku cywilnego, a nie wojskowego [sic!]. Niemcy sprzedawały Rosji sprzęt wojskowy już kiedy było wiadomo, że wojska rosyjskie szykują się do inwazji. Co więcej, kiedy już po rozpoczęciu przez Rosję agresji Ukraina poprosiła Niemcy o wsparcie, najpierw nie otrzymała go w ogóle (władze w Berlinie ewidentnie czekały aż Rosja zajmie Ukrainę), potem otrzymała stare hełmy, kiedy zaś wybłagała jakikolwiek sprzęt wojskowy, to warunkiem jego przekazania było to, że nie będzie on używany na terenie Rosji. „Jest to dla nas ważne, że broń, którą dostarczamy i którą Ukraina może się bronić, nie jest używana do ataków na terytorium Rosji” – mówił kanclerz Niemiec Olaf Scholz podczas spotkania z mieszkańcami niemieckiego miasta Bendorf w kraju związkowym Nadrenia-Palatynat w maju bieżącego roku.
Kolejna kwestia to pośpiech, z jakim Angela Merkel – jeszcze przed ustąpieniem z urzędu kanclerza Niemiec – negocjowała ze Stanami Zjednoczonymi dokończenie gazociągu Nord Stream 2, który przecież nie byłby Niemcom potrzebny w obszarze gospodarczym, jako że funkcjonował gazociąg przesyłający błękitne paliwo z Rosji przez Ukrainę. Ów pośpiech byłby zrozumiały jedynie w sytuacji, gdyby między Rosją a Niemcami istniały tajne uzgodnienia co do podziału wpływów bądź ziem w Europie Środkowej.
Jest jeszcze problem porozumienia mińskiego z 2014 roku, zgodnie z którym Niemcy uznały rosyjską władzę na Krymie i anektowanych przez Rosję terytoriach i razem z Francją wymusiły to na Ukrainie. Było to ewidentnie działanie na rzecz Rosji i wspólnych z nią interesów.
Wszystkie te fakty świadczą o tym, że niemiecko-rosyjski sojusz istnieje i to mimo dokonywanych na Ukrainie bestialskich zbrodni. Zresztą duch tej współpracy unosi się nad Europą od czasów Rapallo, a jego pierwszy owoc to II wojna światowa. Oznacza to, że Europa ma naprawdę poważny problem z Niemcami, chociaż może nie do końca jest w stanie sobie to uświadomić. Dobrze byłoby, aby kwestia ta została poddana dyskusji w Parlamencie Europejskim, a władze Niemiec odpowiedziały na mnożące się coraz bardziej pytania. A może ów niemiecki atak na Polskę via unijne instytucje to sposób Berlina na odwrócenie uwagi europejskiej opinii publicznej od wspomnianych wyżej kwestii?
Anna Wiejak