„Fit for 55”, Zielony Ład i RePowerEU to nadal główny sposób Komisji Europejskiej na rozwiązanie problemów energetycznych. Wkrótce rozpocznie się sezon grzewczy, Niemcy na potęgę otwierają kolejne kopalnie węgla brunatnego, a KE stara się w sytuacji wygenerowanego przez siebie kryzysu wymuszać na państwach członkowskich kosztowną zieloną transformację. Podczas posiedzenia Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) dyrektor generalna ENER w KE Ditte Juul Jørgensen odpowiadała na pytania eurodeputowanych.
„Mamy w perspektywie zdecydowanie o kształcie rynku energetycznego” – mówiła Jørgensen przyznając, iż „kryzys energetyczny istnieje w innej formie niż w ubiegłym roku, ale nadal istnieje szereg ważnych ryzyk na rynku energetycznym i musimy wykazać się i przygotowaniem i świadomością tego, na jakim jesteśmy etapie”.
Odnosząc się do tego, na jakim etapie jest UE w obszarze energetyki Jørgensen wskazała na przygotowane akty ustawodawcze. „Jeśli chodzi o przygotowanie do okresu zimowego, jesteśmy w dużo lepszej sytuacji niż w 2022 roku dzięki pracy wykonanej w całej UE przy wsparciu PE, rządów krajowych a także Komisji i Rady, a także zainteresowanych stron w całym sektorze energetycznym. Nasz plan RePowerEU przyniósł już konkretne wyniki jeżeli chodzi o zastępowanie gazu rosyjskiego także nowymi energiami” – stwierdziła.
„Jesteśmy nadal zależni od skroplonego gazu z Rosji. Są pewne obawy, jeśli o to chodzi wzrost jest minimalny, ale jest to w tej chwili niezbędne. Musimy budować odpowiednie rurociągi. W tej chwili toczymy dyskusję na temat kontynuacji uzyskiwania energii z Rosji” – relacjonowała.
„Kolejny aspekt kryzysu to bardzo wysokie ceny energii, zwłaszcza w 2022” – przypomniała przyznając, że zeszłoroczne ceny – prawie 300 euro za 1 MWh – miały bardzo negatywne skutki dla gospodarki. Wskazywała przy tym na obniżkę tej ceny, ale i niestabilność cen na rynku. „Rynek jest nadal niestabilny i musimy wziąć to pod uwagę” – zauważyła. Jaką ma na to receptę? „Powinniśmy pomyśleć o krytycznych surowcach, o zielonych technologiach, o naszej konkurencyjności” – przekonywała. „Mamy po pierwsze 'Fit for 55′, mamy Zielony Ład, ale mamy po pierwsze rynek elektryczności i musi on pozostać konkurencyjnym tak, by zapewnić energię dostępną cenowo” – wyliczała. Problem w tym, że nie podała absolutnie żadnego rozwiązania na utrzymanie konkurencyjności przy jednoczesnym wprowadzaniu zielonych rozwiązań.
Odnosząc się do pakietu dekarbonizacji gazu i wodoru stwierdziła, że „tutaj także są potrzebne pewne ramy, by te ramy mogły ustabilizować rynek, by ten rynek można było zbudować”. „Dekarbonizacja gazu i pakiet wodorowy to są wnioski, które wyciągnęliśmy z kryzysu” – oświadczyła deklarując potrzebę wzmocnienia działań KE.
Eurodeputowany Grzegorz Tobiszowski zadał D.J Jørgensen kilka istotnych pytań, a mianowicie: W jaki sposób Komisja Europejska zamierza zagwarantować pewność dostaw surowców? Jakie państwa trzecie będą dla nas wiarygodne jeśli chodzi o kontrakty na surowce krytycznych? Jak ocenia potencjał surowców krytycznych i ziem rzadkich w UE? Czy jest przewidziany scenariusz zastępczy dla europejskiego systemu energetycznego, w przypadku gdy jednak dojdzie do przerwania łańcuchów dostaw i nie będzie można wybudować mocy odnawialnych? Jak chcemy wpływać na ceny tych surowców? Eurodeputowany EKR przypomniał, że po decyzji o rezygnacji z diesla cena litu, który jest potrzebny do budowy akumulatorów, wzrosła o 1500 proc. Pytał następnie, czy w takim przypadku przewidywane jest podjęcie wspólnych działań na szczeblu unijnym czy też państwa członkowskie będą musiały działać pojedynczo?
Przedstawicielka KE ograniczając się do sztampowych sloganów o potrzebie znalezienia wiarygodnych partnerów i niedopuszczenia do zerwania łańcuchów dostaw nie była w stanie w sposób merytoryczny i wyczerpujący odpowiedzieć na te pytania. Okazuje się zatem, że KE absolutnie nie posiada scenariuszy ewentualnościowych na wypadek jakiegokolwiek kryzysu w dostawach pierwiastków ziem rzadkich. Nie ma też konkretnych rozwiązań na wypadek zmów cenowych, czy innego rodzaju patologicznych zachowań rynkowych. Jørgensen przekonywała, że trzeba wydobywać lit na terenie UE lub szukać wiarygodnych kontrahentów, problem jednak w tym, że znajdujące się w Portugalii złoża to za mało, aby zaspokoić zapotrzebowanie samego rynku motoryzacyjnego w UE po wprowadzeniu zielonej transformacji. Złoża w Afryce są nieco większe, ale przy wydobyciu w potwornych, nieludzkich warunkach pracują małe dzieci. Co ciekawe, i to również nie wywołuje u unijnych urzędników żadnej refleksji.
Grzegorz Tobiszowski zwrócił również uwagę, że w niektórych krajach UE obserwujemy powrót do energetyki konwencjonalnej i otwiera się kopalnie węgla brunatnego. Do tego Jørgensen w ogóle się nie odniosła. A szkoda, gdyż w leżącej na ogromnych pokładach węgla Polsce KE narzuciła dekarbonizację, podczas gdy Niemcy nadal pozostają największym konsumentem węgla i uruchamiają coraz to nowe kopalnie. Są zatem w UE równi i równiejsi i o sprawiedliwości można jedynie pomarzyć.
Warto w tym miejscu dodać, że nadal nie przedłożono ocen wpływu zielonych rozwiązań na znajdującą się w kryzysie gospodarkę. Nadal też na forum UE nie mówi się o odejściu od spekulacyjnego mechanizmu ETS i to mimo, iż zeszły rok pokazał, że destabilizuje on rynek energetyczny prowadząc do lawinowego wzrostu cen, co czekać nas może i w tym roku. Żadne wspólnotowe zakupy nie pomogą, jeżeli w mechanizm wpisany jest regularny drenaż kieszeni obywateli na rzecz wielkich korporacji, będących graczami na rynku handlu pozwoleniami na emisję CO2. Widać wyraźnie, że KE generuje kryzys, aby zarobili na nim spekulanci i co ciekawe nie ma żadnej instytucji kontrolnej, która by powstrzymała to bezprawie. TSUE zamiast zająć się zbadaniem zgodności z traktatami mechanizmu ETS oraz zlecić ekspertyzę, czy w trakcie jego przyjmowania nie doszło do korupcji, ściga Polskę za rzekomy brak praworządności.
Czeka nas potężny kryzys, na który, jak wynika z wypowiedzi Jørgensen, UE absolutnie nie jest przygotowana, tkwiąc w oparach zielonego obłędu i lekceważąc wagę czekających ją zagrożeń.
Anna Wiejak