„Moje wnioski z długoletnich badań są takie, że o odruchu pomocy decydowała moralność chrześcijańska” – powiedziała Barbara Stanisławczyk, dziennikarka, badacz dziejów Polaków ratujących w czasie II wojny światowej ludność żydowską z rąk niemieckich oprawców. Portal AWPE i Schuman Optics Magazine mieli okazję porozmawiać z reportażystką podczas promocji wznowionego i uzupełnionego o aparat krytyczny wydania jej książki „Poza strachem”.
Podczas spotkania z czytelnikami Autorka wskazywała na pilną konieczność dokumentacji losów poszczególnych polskich rodzin i odkrywania ich dziejów, jako że zdarza się, iż fakt przechowania rodziny żydowskiej czy poszczególnych osób o tej przynależności narodowej pozostaje ukryty w strefie rodzinnych tajemnic. „Dziewiczych, nieodkrytych historii jest bardzo dużo. Istnieje ogromna groźba – w zasadzie to już się dzieje – że one nigdy nie zostaną odkryte” – mówiła. Zwróciła uwagę, że wiele rodzin, które ukrywały w czasie wojny Żydów, czy w jakikolwiek sposób im pomagały, nigdy o tym nie mówiły. Powody tego stanu rzeczy były różne i niezwykle indywidualne, ale skutek ten sam.
Stanisławczyk opowiedziała historię Henryka Stępniewskiego, którego ojciec zginął za pomoc Żydom, a w rodzinie wskutek traumy pojawiły się choroby układu nerwowego. „Zapytałam pana Henryka, dlaczego nigdy o tym nie mówił, dlaczego nie ubiegał się o medal Sprawiedliwych. Powiedział: 'Jak to tak, samemu o medal? To nie honorowo’. To jest typowe dla tych biednych polskich rodzin, ludzi ze wsi, którzy kierując się chrześcijańską moralnością, bo wszyscy oni, nawet jeśli nie werbalizują tego, to z ich opowieści wynika, że to był główny motyw, którym oni się kierowali – pomoc bliźniemu, taki chrześcijański zew niesienia pomocy drugiemu w potrzebie” – relacjonowała.
Podkreślała, że ukrywający Żydów ryzykowali życie swoje, ale i swoich dzieci. W okupowanej przez Niemców Polsce – o czym często się zapomina, bądź panuje na ten temat zmowa milczenia – Niemcy karali śmiercią również wówczas, gdy się wiedziało o tym, że sąsiad przechowuje Żydów, a nie doniosło się do Gestapo. Okupant tolerował jedynie postawę donosicielstwa – za każdą inną groziło rozstrzelanie, bądź spalenie żywcem, jak między innymi w Ciepielowie.
„Co ciekawe, Żydzi, którzy w czasie wojny szukali pomocy, oni o tę pomoc prosili, ale jej nie żądali. W badanych przeze mnie przypadkach oni nawet nie mieli pretensji, wielkiego żalu o to, że nie są na przykład przechowani, bo oni wiedzieli, co to strach. Oni wiedzieli, czym jest śmierć, która za chwilę może ich dopaść zarówno ich, jak i Polaków ratujących” – wskazywała dodając, iż „Żądanie, pretensje, że za mało pomocy, że obojętność itd. pojawia się po wojnie i to ze strony tych, którzy o tym, co się działo wtedy, czym jest strach, nie mają pojęcia”.
Pytana przez portal AWPE.pl i Schuman Optics Magazine, czy ze źródeł, do których dotarła wynika jakiś rys psychologiczny osób, które zdecydowały się znieść tak ogromne napięcie, jakie towarzyszyło przechowywaniu Żydów ze względu na stale grożącą śmierć, i były w stanie sobie z nim poradzić, Barbara Stanisławczyk odpowiedziała: „Moje wnioski z długoletnich badań są takie, że o odruchu pomocy decydowała moralność chrześcijańska”. „W tej moralności zostali wychowani zarówno ludzie wierzący, jak też ludzie niewierzący, którzy od Boga odeszli, którzy może nigdy tego Boga nie mieli w sercu, ale ci, którzy przyjęli zasady cywilizacji zachodniej. Proszę nie zapominać, że ta cywilizacja jest oparta na moralności chrześcijańskiej, na dziesięciu przykazaniach najkrócej rzecz ujmując” – doprecyzowała. „Z nich wszystkich wybrzmiewa ta moralność” – podkreśliła.
Barbara Stanisławczyk zaapelowała o stworzenie zespołu, który by opisał polską pomoc dla ludności żydowskiej podczas niemieckiej okupacji. „Jeżeli tego nie zrobimy, zostaniemy postawieni w jednym szeregu z współwinnymi” – stwierdziła. „To jest nasza powinność” – dodała wskazując, iż powinien zostać odnaleziony każdy, kto takiej pomocy udzielał, tak jak odnaleziono winnych.
Anna Wiejak