„Mamy wiedzę o tym, że wykorzystując obecną sytuację polityczną strona rosyjska ma powołać komisję historyków, którzy mają nam wystawić rachunek za tzw. wyzwolenie w latach 1944-45 i dalej. Rosja będzie wykorzystywała historię maksymalnie do tego, żeby w Polskę uderzyć. Bądźmy przygotowani na takie uderzenie pokazując prawdę, a mam wrażenie, że raport wschodni, jeżeli tylko powstanie, a ma szansę powstać, będzie kolejnym krokiem do wypełnienia tej białej luki i do tego, aby powiedzieć tę prawdę o historiach dawnych polskich ziem wschodnich” – poinformował dr Damian Markowski z Instytutu Strat Wojennych im. Jana Karskiego podczas odbywającej się w dniach 5-6 października w Warszawie „Konferencji Odpowiedzialność za szkody wojenne w Europie”. Zakrawa na skandal, że Rosja mimo że od 1939 roku aż do roku 1989 okupowała i niszczyła Polskę mordując jej patriotów i rabując zasoby, jeszcze będzie domagała się od Polski odszkodowań.
Dr hab. Anna Korzeniowska-Lasota, profesor w Instytucie Prawa i Administracji Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku kreśląc rys historyczny wydarzeń przypomniała, że „jednym ze skutków zdarzeń, które nastąpiły we wrześniu 1939 roku, napaści Związku Sowieckiego na Polskę 17 września 1939 roku, były ogromne, masowe przesiedlenia ludności, które nastąpiły w wyniku korzystnego dla Stalina przeforsowania granicy polsko-radzieckiej już na konferencji w Teheranie w 1943 roku”.
„Już w 1944 roku z inicjatywy Moskwy zostały podpisane tzw. układy republikańskie. Były to trzy umowy podpisane z republikami radzieckimi: Republiką Białoruską i Ukraińską, które zostały podpisane 9 września 1944 roku, a następnie kilkanaście dni później analogiczna umowa została podpisana z Republiką Litewską. Przesądziły one nie tylko o masowym przesiedleniu ludności polskiej z byłych województw wschodnich Rzeczypospolitej, ale również o stosunkach majątkowych tej ludności. Zawierały bowiem postanowienia, które dotyczyły pozbawienia tej ewakuowanej ludności nieruchomości, ale także ruchomości, albowiem zarówno układy, jak i wydane do nich instrukcje bardzo szczegółowo precyzowały, jakie mienie i w jakiej ilości może być wywiezione” – relacjonowała. Dodała, że została podpisana kolejna umowa, na podstawie której dokonano kolejnych przesiedleń (6 lipca 1945). Podkreślała, że obydwie umowy wskazywały na konieczność opisania i oszacowania pozostawionego majątku w czterech kopiach dla każdej ze stron, przy czym państwo polskie zobowiązywało się do zapłacenia rekompensat.
Z punktu widzenia rozliczeń finansowych zarówno układy, jak i umowa z 6 lipca 1945 roku, jej protokół nr 28 stanowiły, że ostateczne rozliczenie za pozostawione przez przesiedleńców mienie nastąpi w drodze odrębnej umowy zawartej pomiędzy stronami. Mając to na uwadze strona polska zaczęła się do tych rozliczeń przygotowywać.
Z podpisanych aktów końcowych rozliczenie wyglądało w sposób następujący:
Wynikało z nich, że mimo że Polska była ofiarą napaści, mordów i grabieży, powinna wypłacić Związkowi Sowieckiemu ogromną kwotę. Prawnik podkreśliła, że szacunki te nie były zgodne z rzeczywistością. Przypomniała, że została powołana specjalna komisja, która zebrała wszystkie dokumenty i oszacowała straty. Przygotowała ona delegację i stosowną instrukcję do mających nastąpić rokowań. „Z tej instrukcji suma roszczeń Polski w stosunku do Związku Radzieckiego wygląda już zupełnie inaczej. Razem te straty oszacowano na ponad 840 mln rubli, ale co istotniejsze w tej instrukcji saldo dodatnie było dla strony polskiej” – mówiła.
Rozmowy w sprawie rozliczenia reparacji rozpoczęły się 2 sierpnia 1951 roku i trwały prawie rok. „Były to bardzo trudne rozmowy i strona polska od początku się takich spodziewała, ale chyba nie aż tak trudnych. Już na pierwszym posiedzeniu strona radziecka wręczyła polskiej delegacji projekt umowy rozliczeniowej. Był on oparty na aktach końcowych, w związku z tym szacunek dla strony polskiej był bardzo niekorzystny i zawierał się w tym bardzo wysokim saldzie ujemnym” – relacjonowała zawartość zachowanej w archiwach dokumentacji.
„Powołano komisję ekspercką, która dzięki zabiegom Związku Radzieckiego wyliczyła Polsce saldo ujemne ponad 240 mln rubli. Gdybyśmy odjęli zasiewy, to była kwota ponad 219 mln rubli. Od momentu, kiedy ten protokół został podpisany, druga strona już konsekwentnie przy tej kwocie obstawała” – kontynuowała profesor prawa.
„Delegacja polska nie zgadzała się na tego rodzaju kwotę. Po raz kolejny konsekwentnie wnosiła swoje propozycje. Przede wszystkim dążyła do wzajemnego anulowania wszelkich widząc, w jakim kierunku to rozliczenie zmierza i jak należy się domyślać, nie spotkało się to z akceptacją drugiej strony” – dodała podkreślając, iż „ostatecznie rząd zgodził się na to, abyśmy zapłacili 30 mln”.
I na tę propozycję Związek Sowiecki nie wyraził zgody. Ostatecznie ZSRR domagał się od Polski zapłaty 76 mln rubli.
„Ta kwota nie podlegała żadnym negocjacjom. Polska nie miała już w zasadzie nic do powiedzenia” – nie kryła ubolewania prof. Korzeniowska-Lasota. Finalizacją tych wzajemnych negocjacji było podpisanie umowy rozliczeniowej. Została ona podpisana 21 lipca 1952 roku, na dzień przed uchwaleniem konstytucji PRL-u.
„Jakie były skutki przesiedleń i wzajemnych negocjacji? Otóż w wyniku narzuconej nam zmiany granicy wschodniej nie dość, że utraciliśmy znaczny obszar terytorium państwa, mieszkający na tym obszarze Polacy zostali 'dobrowolnie’ przesiedleni, albowiem umowy zakładały dobrowolność przesiedleń, zostali zmuszeni do opuszczenia swojego domu, pozostawienia swojego majątku, to rząd polski musiał do tego wszystkiego dopłacić – zapłacić 76 mln rubli. Mało tego, ponieważ w układach republikańskich polski rząd zobowiązał się do rekompensaty za pozostawione mienie, to my za to mienie cały czas płacimy – cały czas jest realizowana umowa zabużańska z 2005 roku i na ten moment zapłaciliśmy już 5 mld zł” – podsumowała prawnik.
Podkreślała przy tym, że te rozliczenia nie obejmują strat ludnościowych, do jakich doszło w ramach represji, ale jedynie przesiedlenia.
„Rozliczenia te nijak nie przystawały do rzeczywistości i pomimo tego, że straty były po naszej stronie i polska delegacja zdawała sobie z tego sprawę, to my jeszcze do tego dopłaciliśmy” – zaznaczyła.
Kwestię wyceny polskich majątków pozostawionych za wschodnią granicą skomentował dr Damian Markowski z Instytutu Strat Wojennych im. Jana Karskiego. „Inaczej liczy się straty, jak ma się na to czas, a inaczej, jak nad głową stoi enkawudzista z karabinem” – zauważył dr Damian Markowski wskazując, że nawet polscy komuniści w swoich raportach mówią o „bandyckich wypędzeniach”. Zwrócił uwagę, że historycy są w stanie wyliczyć kosztorys wszystkich pozostawionych tam budynków użyteczności publicznej ze względu na zachowane dokumenty, w tym także plany budynków.
„Mamy wiedzę o tym, że wykorzystując obecną sytuację polityczną strona rosyjska ma powołać komisję historyków, którzy mają nam wystawić rachunek za tzw. wyzwolenie w latach 1944-45 i dalej. Rosja będzie wykorzystywała historię maksymalnie do tego, żeby w Polskę uderzyć. Bądźmy przygotowani na takie uderzenie pokazując prawdę, a mam wrażenie, że raport wschodni, jeżeli tylko powstanie, a ma szansę powstać, będzie kolejnym krokiem do wypełnienia tej białej luki i do tego, aby powiedzieć tę prawdę o historiach dawnych polskich ziem wschodnich” – poinformował.
Dr Damian Markowski z Instytutu Strat Wojennych im. Jana Karskiego przypomniał, że „28 września 1939 roku ma miejsce drugi pakt Ribbentrop-Mołotow czyli drugi pakt Hitler-Stalin, na mocy którego państwo polskie zostaje rozdarte pomiędzy agresorów. Na wschód od linii demarkacyjnej zostaje więcej niż połowa ówczesnego państwa polskiego, dokładnie 201 744 k2 państwa polskiego, zamieszkałe przez 13 mln miejscowych mieszkańców oraz co najmniej 337 000 uchodźców, głównie Polaków i Żydów przybyłych na tamte tereny w wyniku wojennej ucieczki we wrześniu 1939 roku”.
W tym kontekście przywołał sowieckie zbrodnie na polskiej ludności: mord w Katyniu, deportacje ludności, które pochłonęły co najmniej 350 000 osób wywiezionych daleko w głąb Związku Sowieckiego.
„Tylko podczas pierwszej okupacji sowieckiej ginie bez śladu co najmniej 13 000 osób tam mieszkających – nie mamy o nich żadnej informacji. Nie znajdziemy ich w Katyniu, nie znajdziemy ich w Kuropatach, w Bykowni, nie znajdziemy ich w tych wszystkich dołach śmierci, które pozostały po tzw. zbrodniczej ewakuacji więzień NKWD w 1941 roku, ponieważ są to osoby, o losach których nie mamy najmniejszego pojęcia” – relacjonował.
„Sowieci całkowicie demolują ówczesną gospodarkę tamtych terenów poprzez nacjonalizację mienia państwa polskiego, poprzez kolektywizację – częściową tylko, ponieważ nie zdążyli dokończyć tego procesu – części rolnictwa, poprzez likwidację handlu” – wyliczał historyk. Wyjaśnił, że handlowcy zostali obłożeni takimi podatkami, że do wiosny 1940 roku prywatnego handlu na tamtym terenie już nie ma.
„Latem 1941 roku nastaje okupacja niemiecka i część województwa białostockiego zostaje włączona do Prowincji Prusy Wschodnie, część województwa wileńskiego, województwo nowogródzkie i większość województwa poleskiego zostaje włączone do Komisariatu Rzeszy Wschód, cały Wołyń zostaje włączony do Komisariatu Rzeszy Ukraina” – kontynuował. „I wreszcie Galicja Wschodnia, czyli część województwa lwowskiego oraz w całości województwo tarnopolskie i stanisławowskie wchodzą w skład dystryktu Galicja Generalnego Gubernatorstwa” – dodał podkreślając, iż „niemiecka okupacja to terror, to wywózka ludzi na roboty do Rzeszy, ale to również maksymalna eksploatacja gospodarcza tych terenów”.
„Naszym zadaniem na trzy czy cztery lata będzie opracowanie tzw. raportu wschodniego. Ma on objąć całość strat materialnych oraz demograficznych, jakie Polska poniosła na Wschodzie. Będziemy też badać takie sprawy, które dotychczas przez polską i nie tylko polską historiografię były pomijane. Mamy do czynienia z dokumentami, które jako polscy historycy widzimy właściwie po raz pierwszy” – poinformował dr Markowski.
Rosja mimo że od 1939 roku aż do roku 1989 okupowała i niszczyła Polskę mordując jej patriotów i rabując zasoby, jeszcze chce domagać się od Polski odszkodowań. Tym samym szykuje się najwyraźniej do kolejnego rabunku…
Anna Wiejak