Pytanie to wydaje się o tyle zasadne, że zbyt wiele czynników wskazywałoby na taki scenariusz. Być może nie to było celem Agnieszki Holland – trudno mi to oceniać – ale szkody, jakie wyrządza jej film mówią same za siebie. Spójrzmy na ten obraz z wojskowego punktu widzenia.
Polskie służby mundurowe zostały ukazane w filmie Agnieszki Holland jako banda zapijaczonych bydlaków, którzy przerzucają przez płot ciężarną kobietę, tłuką termos z herbatą, aby pijący ją migrant napił się jej ze szkłem i pokaleczył się, oraz traktują ludzi w sposób brutalny, urągający ich osobistej godności. Z wojskowego punktu widzenia jest to idealny przykład przygotowywania terenu pod przyszłą rosyjską inwazję. Pamiętajmy bowiem, że zarówno w czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, jak i podczas II wojny światowej i tuż po niej Rosjanie mieli problem z polskim podziemiem niepodległościowym, ponieważ było ono mocno osadzone w społeczeństwie. Polscy cywile z narażeniem życia pomagali partyzantom, gdyż się z nimi utożsamiali, utożsamiali się również z wartościami, o które tamci walczyli. W takich warunkach wróg nie miał łatwego zadania. Jeżeli zatem w polskich kinach pojawia się film, który niszczy ową więź między polskim społeczeństwem a służbami mundurowymi, to tylko czekać jak Władimir Putin nagrodzi go owacjami na stojąco. Chcąc nie chcąc bowiem staje on w awangardzie forsowania rosyjskich interesów i przygotowywania gruntu pod przyszły atak. To naprawdę nie są żarty.
O tym, jaką siłę sprawczą ma kinematografia przekonaliśmy się na przykładzie filmów Leni Riefenstahl, propagandystki Hitlera, która w sposób perfekcyjny wykorzystywała tę dziedzinę sztuki do manipulowania masami. Gdyby istniała nagroda jej imienia, to zapewne film „Zielona granica” byłby do niej nominowany.
W filmie Holland nienawiść do wszystkiego, co polskie aż bije po oczach. I tak mamy nienawiść do polskiego munduru, ale to nie może dziwić, skoro ojciec reżyserki nosił mundur sowiecki, a wiadomo, że „czym skorupka za młodu…”. Obraz epatuje również nienawiścią do polskiego patriotyzmu – Marsz Niepodległości został tam nazwany „marszem nazistów”. Warto zauważyć, że to również można zakwalifikować jako przygotowywanie gruntu pod przyszłą rosyjską agresję, ponieważ Rosja zanim zaatakuje, oskarża o nazizm. W tym momencie w świat idzie fałszywy przekaz, że Polska jest nazistowska, zatem kiedy Rosjanie ją zaatakują pod pretekstem denazyfikacji, świat powinien milczeć. I to niestety nie jest przesada ani hiperbola.
Należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden korzystny dla Rosjan obszar – wprowadzanie dezinformacji, co generuje chaos poznawczy, ponieważ nie każdy widz ma zdolności zweryfikowania fikcji i fake newsów i porównania ich z faktami. Film ukazuje migrantów na granicy polsko-białoruskiej jako spokojne i bezbronne rodziny z dziećmi, a Straż Graniczną jako agresorów, tymczasem w rzeczywistości są to głównie młodzi, agresywni mężczyźni, którzy brutalnie atakują polskich pograniczników. Jaki cel miała Agnieszka Holland tak przekłamując rzeczywistość, żeby z katów zrobić ofiary? To naprawdę zasadne pytanie, ponieważ ci migranci są zadaniowani. Część z nich to przypadkowi ludzie zwiedzeni wizją życia w Europie, ale część – i to wykazały polskie służby – to bezwzględni terroryści oraz osoby, zadaniem których jest dokonywanie destabilizacji Polski, aby ta nie mogła bronić się przed ewentualną inwazją.
Jeżeli w tych kategoriach spojrzymy na „Zieloną granicę”, to włos się jeży na głowie. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że naród polski zareaguje solidarnością z polskimi służbami mundurowymi, gdyż na to zasługują codziennie narażając życie na granicy Polski i Białorusi. To oni są gwarantem naszego bezpieczeństwa i nie pozwólmy sobie wmówić, że jest inaczej. Czekają nas trudne czasy i może nawet lepiej, że taki film jak „Zielona granica” powstał właśnie teraz, gdyż wbrew oczekiwaniom niektórych, może on zjednoczyć polski naród wokół tych wartości, które zawsze wyznawał polski żołnierz: „Bóg, Honor, Ojczyzna”.
Anna Wiejak