Wicepremier Ukrainy i minister ds. okupowanych terytoriów Iryna Wereszczuk udzieliła wywiadu gazecie „Rzeczpospolita”, w którym apeluje: „Nie popełniajmy błędów z historii, bo razem musimy stawić opór Rosji. Resztę załatwimy później”. Problem jednak w tym, że z takim apelami powinna zwracać się, ale do ukraińskich polityków, nie zaś polskich, którzy wraz z całym polskim narodem udzielili wsparcia walczącej Ukrainie.
Zresztą sama wicepremier przyznaje, że pomoc ta była duża. „Przede wszystkim nie męczy mnie dziękowanie Polsce, mamy za co dziękować Polakom. Nie zapominajmy o roli Polski i Polaków, zwłaszcza w pierwszych dniach wojny. Nikt mi nie musi tego opowiadać, widziałam to na własne oczy” – mówi wicepremier Wereszczuk. „To już pozostanie w naszej pamięci na długo, wpisze się do naszej wspólnej historii” – dodaje. „Warto też pamiętać, że Rosjanie chcą nas podzielić, bo ich imperium od wielu lat stawia na skłócenie Polaków z Ukraińcami” – podkreśla ukraińska polityk. Cały problem jednak w tym, że o ile strona polska uczyniła naprawdę wszystko, co mogła, aby budować z Ukrainą więzi przyjaźni, to ze strony ukraińskich polityków delikatnie mówiąc wiało chłodem, a momentami nawet nieukrywaną wrogością. I choć na początku wojny wydawało się, że postawa Polski wobec rosyjskiej agresji pozwoli na normalizację polsko-ukraińsko relacji, okazało się, że chyba niekoniecznie.
Prawdziwym szokiem było wezwanie przez ukraińskie MSZ polskiego ambasadora Bartosza Cichockiego, który jako jedyny z dyplomatów nie opuścił walczącego kraju (w tle był zakaz sprowadzania ukraińskiego zboża do Polski). Jeszcze większym zaś – wypowiedź doradcy prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, Mychajło Podolaka, który powiedział: „Polska jest obecnie naszym najbliższym partnerem i przyjacielem – tak pozostanie do końca wojny. Po jej zakończeniu będziemy mieć relacje konkurencyjne, będziemy rywalizować o różne rynki. Będziemy przy tym wyraźnie zajmować stanowiska proukraińskie, bronić naszych interesów”.
Wydaje się, że intencją ukraińskiej wicepremier było złagodzenie wydźwięku, jaki spowodowały powyższe działania i deklaracje ukraińskich polityków. Problem w tym, że w jej wypowiedzi nie padła żadna wyraźna deklaracja ani obietnica. Kierowane przez nią do Polaków słowa: „Nie popełniajmy naszych błędów z historii, bo razem musimy stawić opór Rosji. Resztę załatwimy później” to nic innego, jak tylko odsuwanie bilateralnych problemów ad calendas graecas. Tymczasem Polacy oczekują od Ukraińców zaprzestania kultu zbrodniarzy z OUN-UPA, w tym Stepana Bandery, umożliwienia ekshumacji Polaków bestialsko pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów i godnego ich pochówku. Warto byłoby również, aby rząd ukraiński wyzbył się względem polskiego roszczeniowości, ponieważ to naprawdę utrudnia dialog, oraz uszanował suwerenne decyzje polskich władz w kwestiach dotyczących polskiej gospodarki.
Należy zauważyć, iż wicepremier Wereszczuk ma rację mówiąc, że Rosjanie chcą podzielić Polaków i Ukraińców. Tyle tylko, że Ukraińcy im to ułatwiają, nadając miejscom użyteczności publicznej patronów spośród ludobójców Ukraińskiej Powstańczej Armii. Jednocześnie ułatwiają Rosjanom kreowanie na Zachodzie wizerunku Ukraińca jako faszysty, ponieważ banderyzm – co do tego historycy nie raz już się wypowiadali – jest ukraińską odmianą nazizmu. Wypełnienie oczekiwań strony polskiej nie tylko zatem poprawiłoby zatem wzajemne relacje, ale wyrwało zęby rosyjskiej propagandzie.
Anna Wiejak