Papież Franciszek wyniósł Rodzinę Ulmów do grona błogosławionych. Co ta beatyfikacja oznacza dla Polski i Europy?
Prof. Jan Żaryn: Przede wszystkim beatyfikacja Rodziny Ulmów to bardzo ważne wydarzenie dla Kościoła, czyli dla ludzi wierzących w Chrystusa. To jest ten pierwszy krąg i niewątpliwie to jest beatyfikacja, która mówi o niezwykłym miłosierdziu ludzkim, o niezwykłej odwadze, którą zdobywa rodzina mocna wiarą, bo ta daje tę wolność podjęcia tak heroicznej decyzji. Myślę, że to jest beatyfikacja, która prowokuje do różnych refleksji dotyczących także naszej współczesnej kondycji, bo jest to rodzina, która w Bogu znalazła siłę, żeby podejmować tak heroiczne decyzje, jak poświęcenie swojego życia na rzecz bliźniego, który był w jeszcze większym zagrożeniu i potrzebie ratowania. Jest to także refleksja na temat polskiej rodziny i w ogóle rodziny jako tej siły, która dzięki miłości jest zdolna do podejmowania tak heroicznych decyzji. To także rodzina, która była rodziną wielodzietną, a najmłodsze dziecko według badań przeprowadzonych w związku z beatyfikacją rodziło się w tej tragicznej rzeczywistości śmierci matki, więc dziecko, które próbuje nam odpowiedzieć na pytanie o tę wartość życia, ochrony życia i tego, co może przynieść ideologia i praktyka, która jest realizowana przez oprawców – zarówno tamtych oprawców, jak i tych, którzy również dzisiaj zagrażają życiu. Zarówno życiu tego najbardziej bezbronnego, a więc nienarodzonego, jak i życiu tego bezbronnego, który jest już w wieku starczym i co poniektórzy uważają, że jedynym uwolnieniem świata od nich jest eutanazja. Ostatni przypadek uduszenia kobiety, która została poddana eutanazji też nam podpowiada, jak daleko człowiek odszedł od tego systemu wartości, który niesie w sobie przykład rodziny Ulmów. Także refleksja wydaje mi się bardzo ważna i czytelna jeśli chodzi o rozumienie tej drugiej strony, to znaczy jak głęboko nie tylko Dieken – ten, który dowodził tamtejszą jednostką oprawców – ale naród niemiecki był w stanie realizować tak daleko pogańską misję, w której zdolni byli Niemcy do pokonywania kultury, w której sami przecież byli także wychowywani – kultury chrześcijańskiej. Jak mocno musieli się dać omamić ideologii pogańskiej, skoro byli zdolni do tak potwornych czynów, jak Dieken, który na dodatek po powrocie do swojego kraju i powstaniu Niemiec był w stanie dalej funkcjonować i nawet nie był w stanie przenieść tej wiedzy na teren swoich najbliższych, rodziny, żeby przynajmniej w tym kręgu rozliczyć się ze swoich zbrodni. Wręcz odwrotnie – zostawił tę rodzinę w totalnej niewiedzy, a jego córka dowiedziała się, jak wiemy o jego morderstwach dopiero dzięki tej pamięci, którą my, Polacy, przechowaliśmy w naszych inicjatywach i badaniach historycznych. Nie należy zapominać, że głównym sprawcą tego odkrywania pamięci o rodzinie Ulmów był oczywiście dr Mateusz Szpytma i cały Instytut Pamięci Narodowej od czasów przynajmniej Janusza Kurtyki, która to instytucja zaangażowała się na rzecz przypominania o Polakach ratujących Żydów. W pewnym momencie istnienia IPN-u to stało się – i do dzisiaj tak jest – jednym z głównych zadań tej placówki zarówno naukowej, jak i edukacyjnej.
Mamy więc co najmniej kilka wielkich tematów, które wiążą się z tą beatyfikacją i oczywiście główna opinia publiczna, która może dotrzeć do tych wszystkich tematów, przeżyć je i obdarzyć własną refleksją, to są przede wszystkim ludzie Kościoła, ale bardzo mocno liczę na to, że także osoby niepodzielające poglądu katolickiego, a mające w sobie ten własny proces dochodzenia do prawdy, czytania swojego sumienia, że do nich także ta beatyfikacja może dotrzeć z tą samą porcją refleksji na temat kondycji świata współczesnego. Jak daleko na przykład Europa oddaliła się od tego heroizmu, który w jednostce, w rodzinie jest i był obecny dzięki miłości, bo to jest ta wartość, która uskrzydla i ludzi podnosi do tych orłów, które nie spadają z grani, tylko potrafią się utrzymać nawet w chwilach najmniej sprzyjających.
Na przykładzie dziejów Rodziny Ulmów widać niczym w soczewce, że jeżeli historię oderwiemy od Boga, to niczego się z niej nie nauczymy, gdyż będziemy mieli gros faktów, ale związków przyczynowo skutkowych nie dostrzeżemy. Czy aby nie na tym polega problem ze współczesnymi naukami historycznymi począwszy od szkoły podstawowej aż po studia? To by zresztą wyjaśniało, dlaczego wciąż jako ludzie popełniamy te same błędy.
Pewnie problem jest głębszy. Tutaj niewątpliwie edukacja jest bardzo ważnym miejscem i potencjalnym czynnikiem podnoszącym człowieka z tych różnych kolan, do których jest przymuszany, by się poniżyć. Myślę tu na przykład także o katechezie. Katecheza to też jest ta przestrzeń edukacyjna, w której niewątpliwie ucząc o Panu Bogu, można pójść śladami naszych wielkich poprzedników. Ostatnio znalazłem taki piękny cytat z testamentu Adama Jerzego Czartoryskiego, który w konfrontacji z naszymi XIX-wiecznymi dążeniami niepodległościowymi, mówił mniej więcej i pisał w ten sposób, że przede wszystkim to wiara w Boga jest tym niezbędnym nosicielem patriotyzmu polskiego i dzięki temu odzyskamy niepodległość, a nie odwrotnie. To znaczy, to nie miłość do Ojczyzny jest sama w sobie warunkiem jej odzyskania, bo bez miłości do Boga ta miłość do Ojczyzny nie będzie miała fundamentu, który jest niezbędny, by dać siłę, by dać to, co jest fundamentem determinacji. To także jest w jakiejś mierze do dziś ważne przesłanie nie tylko w kontekście relacji między jednostką a Ojczyzną, ale także relacji między jednostką a bliźnim, a drugą osobą, że rzeczywiście wolność w nas jest dzięki Bożej sile, która nam tę naszą własną przekazuje i dzięki temu jesteśmy w stanie unieść największe problemy życia, zarówno tego zbiorowego, jak i naszego własnego, jednostkowego.
Rzeczywiście. Jeżeli nie wyciągniemy jednak logicznych wniosków to te wojny będą się powtarzać, bo przecież wojna nie wybucha bez przyczyny, ale dlatego, że gdzieś w ludzkim działaniu zabrakło obecności Pana Boga, którego zastąpiły bożki, czy to pogańskie, jak było w przypadku hitlerowskich Niemiec, czy też inne prowadzące wprost do totalitaryzmu.
Tak, ale myślę, że jako konkretne osoby nie jesteśmy w stanie opanować całego porządku świata. Takiej odpowiedzialności na siebie brać nie możemy, bo nie jesteśmy zdolni, żeby sprostać tym podjętym zobowiązaniom. Natomiast niewątpliwie możemy reagować. Przykład ostatni – wojna, która wybuchła, podczas której Rosjanie napadli w celach imperialnych na sąsiada, czyli Ukrainę, i wskutek tego ukraińscy uchodźcy znaleźli się w naszych granicach państwa i wspólnoty narodowej i okazało się, że jesteśmy zdolni do postaw, które łączą nas z tamtymi, drugowojennymi pokoleniami. Oczywiście nie chcę porównywać tego wysiłku i odwagi do odwagi rodziny Ulmów, ale gdzieś tam podświadomy kod kulturowy, który w nas istnieje, on jest jednak cały czas bardzo mocno związany z chrześcijańskim systemem wartości. Nawet jeżeli tego konkretne osoby, Polacy dzisiaj tak nie definiują. To przecież z miłości bliźniego pomagaliśmy Ukraińcom – wielu z nas dlatego, że jesteśmy chrześcijanami, ale wielu z nas właśnie z tego samego systemu wartości wychodzili udzielając pomocy, choć rzecz jasna nie musieli odwoływać się do chrześcijańskiego Pana Boga, do Matki Boskiej, do tych, którzy jako święci nasi patroni nam pomagają. Przynajmniej my, wierzący, tak ich traktujemy.
Szacuje się, że od 7 do 11 tysięcy Polaków ryzykowało życiem niosąc pomoc swoim żydowskim sąsiadom w czasie II wojny światowej. Oni wszyscy byli gotowi na męczeństwo, bo przecież za pomoc Żydom Niemcy w okupowanej Polsce karali śmiercią. Europa nie chce o tym pamiętać. Czy to dlatego, że już dawno odrzuciła Ewangelię, czy są jeszcze jakieś przyczyny tego stanu rzeczy?
Ignorancja, jak wiadomo, jeśli chodzi o poznanie polskiej historii ma długą własną historię spowodowaną tym, że po II wojnie światowej byliśmy jako naród nieobecni w dyskusji określającej historię II wojny światowej. Polityki historyczne prowadzone przez państwa zachodnie, Związek Sowiecki czy Stany Zjednoczone wykrzywiały polską narrację nie tylko dlatego, że była ona wolna tylko na emigracji, ale przede wszystkim dlatego, że była nieobecna i w związku z tym niedostępna, a w to miejsce weszła narracja prosowiecka, która była wynikiem istnienia władz państwowych zależnych od obcego mocarstwa. Wydobywamy się z tego od kilkudziesięciu lat. Jesteśmy już dzisiaj w 2023 roku w dużo lepszym miejscu niż jeszcze kilkanaście lat temu, ponieważ my sami jako Polacy musieliśmy odczytać po nowemu nasze dzieje, szczególnie okresu II wojny światowej. Silni tą wiedzą możemy dzisiaj sprostać tej nawałnicy kłamstwa, która gdzieś co i raz nam się pojawia w przejawach zewnętrznych w opinii publicznej, która nas atakuje. Jak przypomnę sobie naszą zbiorową reakcję na książkę „Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa, gdzie okazało się, że jesteśmy nieprzygotowani, zupełnie bezbronni wobec kłamstw i to kłamstw, które weszły na nasze terytorium ze świata zachodniego, czyli tego, którego obdarzaliśmy prawdomównością, to dziś jesteśmy w innym miejscu. Już ci, którzy próbują czy z ignorancji, czy z cynizmu nas obrażać, bądź kłamać na nasz temat, już oni sami mają także świadomość, że opór jest dużo poważniejszy, bo sami jesteśmy obdarzeni dużo większą wiedzą na temat naszej przeszłości. A jeśli chodzi o Polaków ratujących Żydów, to oczywiście powtarzamy wielokrotnie jako historycy, że fenomen tej pomocy polegał z jednej strony na tym, że była to pomoc instytucjonalna, czyli zarówno rząd polski na uchodźstwie, jak i wszystkie jego struktury z dyplomacją, z ministerstwami odpowiedzialnymi za kwestie budżetowo-finansowe, informujące także opinię publiczną na Zachodzie, od 1942 roku podjęły decyzję, że będą za cel wojny uznawały wspieranie ludności żydowskiej uciekającej z gett, bo wtedy też ta zagłada stała się widoczna w sposób niepodlegający już wątpliwościom. Niewątpliwie ta instytucjonalna pomoc, która przede wszystkim w polskim państwie podziemnym jest widoczna, zarówno jeśli chodzi o sferę finansowo-organizacyjną, czyli departament spraw wewnętrznych Delegatury Rządu na Kraj, który ma swoją sekcję żydowską będącą pośrednikiem między strukturami konspiracyjnymi a Radą Pomocy Żydom. Rada Pomocy Żydom z kolei, to instytucja, w której się odnajdują przedstawiciele podziemia polskiego i podziemia żydowskiego, dzięki czemu ta pomoc może być realna, bo bez tego kontaktu z podziemiem żydowskim rzecz jasna nie byłaby ona dostosowana do realiów tego życia okupacyjnego. Z drugiej strony także wielka pomoc instytucjonalna Armii Krajowej, czyli sądy, egzekucje wobec tych, którzy łamali polskie prawo i podporządkowywali się prawu niemieckiemu, czyli przede wszystkim wobec szmalcowników, wobec wszystkich zresztą kategorii donosicieli czy też agentury Gestapo, ponieważ ci Polacy byli wykluczani ze społeczności polskiej właśnie przez etos polskiego państwa podziemnego, ale także przez próbę egzekwowania kar nałożonych na zdrajców, a szmalcownicy byli też potraktowani jako zdrajcy państwa polskiego. Niemcy z kolei, jak wiadomo, i to też ograniczało możliwości udzielania pomocy, Polaków skazywali na karę śmierci nie tylko za udzielanie pomocy Żydom. Ta kara śmierci obowiązywała wobec Żydów oczywiście, ale ta egzekucja sięgała głębiej, to znaczy w zasadzie jedyna postawa Polaka, która w okupacyjnym prawie stanowionym była dopuszczalna, to jest Polak-donosiciel. Każdy, kto nie donosił już był ofiarą systemu prawa okupacyjnego, więc trzeba też to rozumieć i w tym kontekście zrozumieć też tę drugą formę pomocy, czyli tą nieinstytucjonalną, indywidualną, w której szczególne zasługi ma oczywiście Kościół katolicki, żeńskie i męskie zgromadzenia zakonne, księża proboszczowie, całe parafie, w których także ukrywali się Żydzi, bądź rzecz jasna parafianie, wierni we wsi, w małych miasteczkach, w dużych miastach, takich jak przede wszystkim w Warszawie. I też to, co warto podkreślać, mamy bardzo wyraźną świadomość jako historycy, że ani przynależność do partii politycznej – od lewa do prawa – ani przynależność do klasy czy stanu nie ograniczała tego udzielania pomocy indywidualnej. To jest też wielki, wspaniały fenomen polskości, że mimo bardzo daleko idących sporów intelektualnych, ideowych, politycznych, partyjnych w strukturach konspiracji, to ta indywidualna pomoc, kierowana w stronę potrzebujących była wynikiem głębszego, wewnętrznego rozumienia polskości, czyli rozumienia tego systemu wartości opartego na Dekalogu, na miłości do bliźniego. Stąd mamy Zofię Kossak-Szczucką i Juliana Grobelnego. Mamy rodziny, które wywodziły się z rodzin socjalistów, bliskich środowiskom żydowskim. I mamy wśród narodowców – zarówno z ONR-u, jak i Stronnictwa Narodowego. Z ruchu ludowego oczywiście także bardzo dużo, bo wieś bardzo mocno pomagała. Na przykład Markowa, jako małe miasteczko w gruncie rzeczy grupujące społeczność wiejską była jednym z tego licznych dowodów. Także dwory ziemiańskie – to jest ta druga odsłona wsi polskiej – udzielały pomocy Żydom i też oni się tam chronili w tych majątkach ziemiańskich. Mamy więc cały przekrój społeczny, także w miastach – od środowisk robotniczych po środowiska profesorskie, artystyczne, aktorskie. Tam także dużo było tych Polaków, którzy zdawali sobie sprawę, że nie mogą nie podjąć tej wyciągniętej i proszącej o pomoc ręki.
Jest to olbrzymi temat. Ja jako historyk od wielu lat zajmujący się historią Polaków ratujących Żydów, jako jeden ze współzałożycieli m.in. razem z profesorem Tomaszem Strzemboszem Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów liczyliśmy i liczymy cały czas, że tych Polaków, którzy od pomocy incydentalnej do bardziej długotrwałej udzielali pomocy Żydom było setki tysięcy, nawet może być i milion. Dziś jest już zgoda powszechna, że na pewno było to co najmniej kilkaset tysięcy. Wydaje mi się, że to jest duże osiągnięcie historyków, którzy – także i ja – mówili o tym, że nie należy tego sumować w ślad za Instytutem Yad Vashem, bo Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata, piękna kategoria ludzi odważnych i wspaniałych, jest to tylko szczyt pewnej rzeczywistości, która wiąże się z udzielaniem przez Polaków instytucjonalnej i indywidualnej pomocy na rzecz Żydów. A jeżeli ktoś by chciał podnosić argument, że taka incydentalna, krótkotrwała, jednodniowa pomoc na rzecz Żydów jest nieporównywalna do takiej pomocy, jaka była w przypadku Markowej i rodziny Ulmów, to niech wie, że znamy takie przypadki, gdzie Niemcy zabijali Polaka, który podchodził z kubkiem wody do maszerującej kolumny Żydów idących do niewolniczej pracy. To była pomoc incydentalna, która nie miała żadnego skutku, bo tej wody on nie doniósł, tym niemniej był ofiarą niemieckiej, okupacyjnej rzeczywistości, dlatego że próbował być człowiekiem.
Beatyfikacja rodziny Ulmów to nie tylko wielka radość dla Polski, ale i przypomnienie prawd o przejściu do życia wiecznego. Czy na wskroś zlaicyzowana, przeorana rewolucją kulturową Europa jest w stanie ich przyjąć jako swoich orędowników? W szczególności, czy jest w stanie przyjąć to dzieciątko, które zginęło w łonie matki Wiktorii, skoro i na takich dzieciach chce się na Zachodzie dokonywać aborcji?
Tu nie powiem, żebym był optymistą. Dlatego od początku mówiłem, że są te kręgi, to znaczy niewątpliwie krąg ludzi Kościoła, którzy to ludzie Kościoła myślę, że są jednak nadal lepiej przygotowani do przyjmowania pewnej refleksji, która jest promowana przez Kościół katolicki i błogosławieni są siłą rzeczy fundamentem niezbędnym dla tej refleksji. Natomiast nie nasz europejski świat, szczególnie za sprawą tego zarządzania nim przez lewicowo-liberalne media, przez instytucje, w których pracują ludzie obdarzeni cynizmem, brakiem woli do tego, żeby iść w kierunku prawdy, będący zainteresowani zarządzaniem ludźmi i całymi społecznościami. Myślę, że także biznes, który też jest bardzo często w rękach ludzi cynicznych, czy też nieobdarzonych taką misją wznoszenia człowieka do zadań wyższych, bo także z powodów ekonomicznych człowiek jest dużo lepszym odbiorcą towarów. To wszystko, czyli takie pomniejszanie człowieczeństwa, jakie istnieje w przestrzeni publicznej, każe sądzić, że próba ustawiania człowieka na grani jest próbą bardzo trudną do zaakceptowania. Powtarzam o tym orle, który na grani jest i nie stacza się – to są słowa Prymasa Stefana Wyszyńskiego, które on głosił do młodzieży. Jeżeli gdzieś czuć jakiś optymizm, to myślę że właśnie w tych młodych generacjach należy szukać tej iskry optymizmu, ponieważ młodzi ludzie zawsze mieli w sobie i mają taką tendencję, by myśleć o sobie w kategoriach pozytywnych. Nikt z młodych, normalnych ludzi nie planuje w swoim życiu, że będzie mordercą, że będzie Diekenem. Myślę, że młody człowiek pragnie być taki, jak Rodzina Ulmów. Taka jest natura człowieka.
Przypomniał Pan Profesor, że morderca rodziny Ulmów Eilert Dieken nigdy nie poniósł konsekwencji za swój czyn, co wydaje się, iż oznacza, że mimo retorycznego odcięcia się od nazizmu Niemcy pozostali jednak w tym duchu. Jak duże współcześnie stanowi on zagrożenie dla pokoju w Europie? Tu znów wracamy do umiejętności wyciągania wniosków z historii – Niemcy odrzuciły Boga i nie wypłaciły reparacji, chyba więc mamy poważny powód do niepokoju. Jak Pan Profesor to ocenia?
Niewątpliwie. Imperializmy potrafią się odnawiać w nowych szatach, albo też w szatach starszych. Z jednej strony Rosja Putina, która w zasadzie w sposób jawny odwołuje się do stalinizmu, odwołuje się do carskich, imperialnych czasów. Z drugiej strony Niemcy, którzy oczywiście zdjęli szatę nazistów i uważają się za demokratów, a de facto także przejmują swoje własne tradycje imperialne i totalitarne poprzez próbę narzucania Unii Europejskiej tego systemu nawet nie wartości, bo to są raczej antywartości, ale systemu zarządzania cywilizacją europejską. Niemcy mają tę zdolność do poszukiwania w sobie odpowiedzialności za kreowanie Europy, niezależnie od tego, czy inni Europejczycy akurat mają na to ochotę i to jest właśnie totalitaryzm, a nie żadne demokratyczne przeobrażenie Europy. W związku z tym jako Polacy szczególnie w tych dwóch kołach zamachowych gdzieś w środku obecni musimy być wyczuleni na te wszystkie doznania, które świadczą o żywotności starych i nowych imperialnych pokus istniejących w tych narodach. Niewątpliwie naród niemiecki ma w sobie niezwykły potencjał także czynienia dla kultury europejskiej dobra, więc miejmy nadzieję, że i tym razem będziemy jako Polacy dobrymi ich nauczycielami.
Rozmawiała Anna Wiejak