W kościołach w całej Polsce przeprowadzono zbiórki do puszek na pomoc ofiarom trzęsienia ziemi w Turcji i w Syrii. Organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie również organizuje zbiórkę pieniędzy na pomoc ofiarom. Na co konkretnie zostaną one przeznaczone?
Ks. prof. Waldemar Cisło: Tak. Na naszej stronie internetowej jest podane konto w ramach akcji „Solidarni z Syrią”. Jako Pomoc Kościołowi w Potrzebie jesteśmy tam obecni od początku wojny. Co jest najbardziej potrzebne w tej chwili? Codziennie rozmawiam z naszymi księżmi i biskupami, którzy są w Aleppo czy w Homs – w tej chwili potrzebna jest żywność, tzw. suchy prowiant. Nie ma tam prądu, czasami nawet nie ma na czym ugotować i trzeba o tym pamiętać. Potrzebna jest ciepła odzież. Przygotowujemy większy projekt, żeby zakupić komplety złożone ze spodni, swetra i kurtki. Taki komplet nowych rzeczy tam na miejscu,w Libanie kosztuje 5 dolarów. To, co jest potrzebne, to mleko w proszku – też przygotowujemy ten transport. Dzięki uprzejmości wojska myślę, że uda nam się go dostarczyć. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to w najbliższych kilkunastu dniach będziemy chcieli dostarczyć większy konwój humanitarny, bo to też wymaga przygotowania i wsparcia finansowego, żeby zawieźć te rzeczy. W dalszym etapie będą potrzebne też namioty, kontenery. Nie dość, że wielu z tych ludzi podczas wojny straciło właściwie wszystko, to jeszcze teraz te wstrząsy, a potem jeszcze te wstrząsy wtórne, które powodują wielki strach i wielkie obawy ludzi o ich życie.
Z ust osób, którym udało się przeżyć padały nawet takie sformułowania, że te kilka minut trzęsienia ziemi było gorsze niż dwanaście lat wojny.
Tak. Pamiętajmy, że Syria to kraj, który jest objęty embargiem. Tam brakuje leków, brakuje części zamiennych do urządzeń medycznych. Pamiętajmy też o tym, że mamy problem z tzw. funkcjonowaniem państwa. W Turcji działa policja, działają inne służby, a tam tego nie ma. To dodatkowy problem. To nie są porównywalne kraje. W Syrii kłopoty są o wiele większe. Mamy miliony uchodźców wewnętrznych, bo z miejscowości, gdzie trwały walki, takich jak Aleppo, Homs czy inne, oni się przeprowadzili w takie miejsce, gdzie albo tych walk nie było, albo były trochę mniejsze. To kolejny problem – mieszkają w trudnych, prowizorycznych warunkach. To jest więc bardzo trudna sytuacja. Tak jak mówię, kraj objęty wojną od 11 lat możemy sobie tylko porównać z tymi obrazkami, które docierają do nas z Ukrainy.
Wspomniał Ksiądz Profesor o Ukrainie. Jednocześnie cały czas trwa polska pomoc dla uchodźców z tego kraju. Jak duża skala jest tej pomocy?
Pamiętajmy, że to i ta wewnętrzna, i ta na miejscu. My jako Pomoc Kościołowi w Potrzebie staramy się ją zapewnić. W dzień solidarności z Kościołem prześladowanym dedykowanym Ukrainie przekazaliśmy już pół miliona euro księżom, siostrom, którzy na miejscu starają się organizować tę pomoc. Pamiętamy, że w każdej parafii obawiano się zimy. Chociażby biskup Krywycki z Kijowa nakazał przygotowanie w każdej parafii ogrzewalni, gdzie każdy, kto nie ma możliwości ogrzać się w domu, będzie mógł przyjść, ogrzać się, żeby nie zamarznąć i przynajmniej raz dziennie zjeść jakiś ciepły posiłek. Tego typu rzeczy są tam robione i ciągle to trwa. Nie wiemy, jak się ta wojna potoczy. Ja nie jestem optymistą – w Syrii łudziliśmy się, że wojna potrwa rok, dwa, dziś już mamy jedenasty rok.
Polacy pomagają mimo trwającego kryzysu. Czy jako naród mamy w genach pomaganie innym, czy też przyczyn jest znacznie więcej?
Myślę, że bardzo mamy wpisaną solidarność. To, co mówiliśmy kiedyś na Jasnej Górze, że jeśli pyta nas ktoś o to, co zostało w Polakach z nauczania św. Jana Pawła II, to właśnie to pochylenie się nad drugim, słabym człowiekiem, ta jego piękna postawa człowieka, który cierpiał, a do końca wytrwał na swoim urzędzie. Myślę, że to nas też nauczyło współczucia, pochylania się nad biedą tych ludzi, którzy mają gorzej niż my.
Ale też chyba sama wiara katolicka?
Miłosierdzie wiadomo, że jest wpisane w chrześcijaństwo – to pochylanie się nad drugim człowiekiem, przykazanie miłości Boga i bliźniego wyraźnie nam wskazują, gdzie ta nasza miłość, gdzie te uczynki miłosierne powinny się kierować. Zbliżający się Wielki Post tym bardziej będzie nas kierował w tę stronę i w tę refleksję.
I będzie to kolejny wyjątkowy Wielki Post, z wyjątkowymi wydarzeniami i ogromnymi wyzwaniami dla nas, mimo że to nie my jesteśmy dotknięci tym nieszczęściem.
Tak, ale pośrednio niestety docierają do nas albo ci uchodźcy z Ukrainy, albo stamtąd. Z tymi ludźmi jesteśmy od lat, więc trudno ich pozostawić teraz, kiedy przeżywają tak olbrzymią tragedię. A bardzo liczą na naszą solidarność. Wiadomo, że wszystkiego nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć, ale w dużej mierze przynajmniej to, że mówimy do nich, że mamy kontakt z nimi, że próbujemy coś przygotować, to jest bardzo istotne.
Czy przychodzą do Księdza Profesora jakieś informacje zwrotne?
Tak. Każdy projekt, który robimy, jest rozliczony. Wiemy, kto jest beneficjentem i ile rodzin otrzymało pomoc. To tak jak ten projekt robiony co roku przed Świętami Bożego Narodzenia dla ofiar wybuchu w Bejrucie, kiedy 10 tysięcy rodzin dostawało poprzez parafie, poprzez tamtejsze zakony i klasztory tę pomoc, która była najbardziej potrzebna czyli żywnościową.
Czy te osoby są w kontakcie tymi, którzy im pomogli?
Parafia jest takim miejscem, gdzie oni szukają pomocy. Jeżeli to są uchodźcy, to pierwszym miejscem, gdzie szukają pomocy czy wsparcia jest parafia.
A jakie są reakcje na to, że to jest polska pomoc? Czy nawiązują się jakieś więzi?
O to jest trudno, bo nie ma możliwości. Nas jest dziesięcioro. Oczywiście, jak byliśmy na parafii, spotkaliśmy się z tymi ludźmi, z księżmi. Dziękują, są wdzięczni. Zawsze proszą, żeby przekazać Polakom podziękowania, bo nie mają innej możliwości. Wręczali listy z podziękowaniem, ale przecież my nie mamy możliwości odpisywania na setki listów. Nasze dzieci też pisały świąteczne listy do dzieci w Ziemi Świętej. Na pewno ta życzliwość jest, pamięć jest i to niewątpliwie, bo widać to na każdym kroku, natomiast nie mamy fizycznej możliwości wchodzenia w jakieś relacje, bo dzisiaj mamy Liban czy Syrię, jutro będzie Sudan. Nie robilibyśmy nic innego, tylko odpisywali na listy i mejle, a tutaj trzeba pracować, trzeba zajmować się zbieraniem tych środków. Niestety taka jest brutalna rzeczywistość.
Rozmawiała Anna Wiejak