Wydaje się, że atak środowisk lewicowo-liberalnych, również tych z Parlamentu Europejskiego, na polskiego ministra edukacji i nauki prof. Przemysława Czarnka to element większej gry obliczonej na ingerencję w przebieg i wynik wyborów w Polsce. Jego kontekst jest zatem zdecydowanie głębszy niż sama wymiana zdań między polskim i zachodnimi politykami. Za taką tezą przemawia kilka argumentów.
Ilana Cicurel, europosłanka Renew z Francji, która przyjechała do Polski wraz z grupą innych lewicowych polityków z Parlamentu Europejskiego powiedziała o ministrze Przemysławie Czarnku: „Jego brutalność była szokująca”. Dlaczego? Bo szef polskiego Ministerstwa Edukacji i Nauki upomniał się o należne Polsce pieniądze na KPO, brak których uderza w polską oświatę, oraz nazywał po imieniu zbrodnie dokonywane przez Niemców na Polakach i to zwracając się do niemieckiej polityk. „Akurat w miejscu siedziby MEiN miała miejsce siedziba gestapo. Przez kilka lat pani przodkowie dokonywali masakry i na to patrzy się jak na masakrę, a nie z takiego czy innego punktu widzenia” – powiedział Czarnek do przewodniczącej delegacji, Niemki Sabine Verheyen. Nie dał się zastraszyć również w kwestii skandalicznej wypowiedzi prof. Barbary Engelking i jasno wskazał, że na szkalowanie Polaków nie będzie zgody. Tym bardziej, że edukacja i nauka są wyłącznymi kompetencjami państw członkowskich i unijni urzędnicy nie mają żadnego prawa, aby się do nich mieszać.
Zresztą szef MEiN znany jest z otwartości w mówieniu o kwestiach trudnych, przy których zawsze jednak zachowuje wysoką kulturę osobistą, czego nie można powiedzieć o wielu europejskich politykach. Jest z tego znany i idąc na spotkanie z nim eurodeputowani z PE doskonale mogli przewidzieć, co usłyszą. Można zatem przypuszczać, że cała grupa przyjechała do Polski z bardzo konkretnym założeniem osobistego wysłuchania polskiego stanowiska w budzących emocje kwestiach, aby później przedstawić je w odpowiednim świetle opatrzone bardzo konkretną lewicową metką w ramach komentarza, co zresztą się stało. W całej wizycie wcale nie chodziło o sprawdzenie wolności mediów i nauki w Polsce, ale stworzenie pozoru, że jej nie ma i takiego naświetlenia Polski w Europie.
Zresztą nawet niekoniecznie przychylne rządowi media w Polsce stwierdziły, że wypowiedź prof. Przemysława Czarnka podczas spotkania z przedstawicielami PE była spokojna. Bardzo merytoryczne przypomnienie historycznych faktów najwyraźniej mocno niemiecką polityk zabolało, podobnie zresztą jak i francuską i to nie tylko ze względu na zaszłości historyczne. Udowodniło bowiem, że rząd Polski i polscy urzędnicy państwowi będą twardo stali na gruncie faktów i faktografii, co mocno utrudni plany sfederalizowania Unii Europejskiej pod egidą Niemiec oraz narzucenie lewicowej, neomarksistowskiej agendy. Nic zatem dziwnego, że w zasadzie jedynym wnioskiem, jaki wspomniani eurodeputowani wynieśli z odbytych w Polsce spotkań było to, że „spotkanie potwierdziło, jak polski rząd oddalił się od standardów unijnych”. Ta diagnoza to wyraźna zapowiedź zmobilizowania europejskich środowisk lewicowo-liberalnych, aby czyniły wszelkie wysiłki, by odsunąć od władzy obecnie rządzącą w Polsce ekipę udzielając wszelkiego możliwego wsparcia pokrewnej ideologicznie i intelektualnie opozycji.
Osoba prof. Przemysława Czarnka uwiera lewicowo-liberalny europejski mainstream tym bardziej, że jest on przedstawicielem odradzającej się polskiej, konserwatywnej, katolickiej elity – spadkobiercą dokładnie tej elity, która najpierw była mordowana w gestapowskich katowniach, by później być bestialsko mordowaną przez sowieckich okupantów lub gnić w kazamatach komunistycznej bezpieki. Neomarksizm, podobnie zresztą jak i wcześniej marksizm takich elit tolerować nie zamierza i będzie w nie uderzał z całą mocą, gdyż stoją one na straży dobrej kondycji intelektualnej i duchowej całego narodu. Jedną z metod takiej agresji jest przedstawianie zdrowego trzymania się na gruncie prawdy w klasycznym rozumieniu tego słowa jako rzekomej „brutalności”. Dokładnie ten sam mechanizm nakazuje lewicowym ideologom nazywanie grzechu po imieniu brakiem tolerancji, czy trwanie przy 10 Przykazaniach zaściankowością i zacofaniem.
Jestem przekonana, że wizyta delegacji PE w Polsce miała jedynie potwierdzić polskie stanowisko, aby dostarczyć paliwa dla dalszego grillowania naszego kraju i władz na forum Unii Europejskiej. Uważam, że wynikała z niepokoju unijnego mainstreamu z niewystarczających postępów neomarksistowskiej rewolucji w Polsce i zapowiedzi zablokowania federalizacji. Osobiście nazwałabym to elementem kampanii wyborczej polskiej opozycji prowadzonej na forum unijnym ze względu na słabą kondycję tych środowisk w kraju. Pamiętajmy, że komunizmu nie wybraliśmy w sposób demokratyczny, ale został nam narzucony przez Sowietów. Teraz w podobny sposób usiłuje się nam narzucić nowy komunizm i jednym z etapów tego jest atak na ministra Przemysława Czarnka. Zauważmy, że delegację PE szczególnie interesowała kondycja psychiczna osób LGBT+ w szkołach i edukacja na rzecz różnorodności, co spotkało się z bardzo racjonalną reakcją ministra Czarnka. „Dla nas różnorodność to ludzie z niepełnosprawnościami, ułomnościami, ludzie z problemami i fizycznymi, i psychicznymi bez względu na ich orientacje seksualną” – wyjaśniał szef MEiN. „Jeśli chodzi o zdrowie osób LGBT+, to jest ono dla mnie tak samo ważne, jak osób nie LGBT+, osób z niepełnosprawnościami ruchowymi. Każdy człowiek ma dokładnie taką samą godność osoby ludzkiej i każdy wymaga zaopiekowania” – powiedział. Dla neomarksistowskich rewolucjonistów ważna jest jedynie afirmacja LGBT+ jako lewara destrukcji tradycyjnego społeczeństwa, stąd niezadowolenie ze słów prof. Czarnka. Polska ma naprawdę poważny problem, ponieważ przebieg wizyty delegacji PE w Polsce wskazuje na to, że lewicowo-liberalny, neomarksistowski mainstream szykuje się do decydującego uderzenia.
Anna Wiejak