Nadal nie ma decyzji o umożliwieniu pochówku polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa. Czy Ukraina naprawdę chce zająć w historii tak niechlubne miejsce?

Przyznam, że kiedy nastąpiła rosyjska agresja na Ukrainę, a Polacy przyjęli do swoich domów miliony ukraińskich uchodźców, byłam przekonana, że przedstawiciele ukraińskich elit wreszcie zaczną zachowywać się wobec Polski w sposób cywilizowany. Niestety ze słów prezesa ukraińskiego IPN Antona Drobowycza, jakie padły w wywiadzie dla portalu glavcom.ua, wynika, że strona ukraińska wcale nie zamierza zrezygnować z oddawania czci ludobójcom z OUN-UPA i – wbrew wcześniejszym zapewnieniom prezydenta Wołodymyra Zełenskiego – może nie zezwolić na ekshumację ofiar ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

I chociaż, jak słusznie zauważył polski wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński, „to nie jest tak, że pan Drobowycz wyznacza kierunki polityki ukraińskiej”, to decyzji o umożliwieniu ekshumacji nadal nie ma, co jest barbarzyństwem niespotykanym w cywilizowanych relacjach międzynarodowych.

Oburzenie budzi już sam fakt nazywania potwornego, bestialskiego mordu, który przez historyków uznany został jako genocidum atrox, dokonanego na bezbronnych Polakach przez ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA „tragedią wołyńską” i „strasznym epizodem między naszymi narodami”. I to nie tylko dlatego, że określenia te pomniejszają ogrom i potworność dokonanych przez Ukraińców zbrodni, ale przede wszystkim dlatego, że to nie był żaden „epizod”, ale długofalowa polityka części ukraińskich elit przywódczych obliczona na eksterminację ludności innej niż ukraińska. Zachęceni przykładem totalitarnych Niemiec, z którymi kolaborowali, ukraińscy nacjonaliści zdecydowali się na „ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej, żydowskiej, ormiańskiej i czeskiej” metodami, które do dziś porażają swoim bestialstwem. Bezbronni polscy chłopi i księża byli żywcem odzierani ze skóry, przepiłowywani za pomocą pił oraz poddawani innym wymyślnym torturom, tak przerażającym, że do dziś budzą grozę samym ich przywołaniem. Wolna i niepodległa Ukraina do tej pory nie zezwoliła na ich chrześcijański pochówek. Tymczasem szef ukraińskiego IPN przechodząc nad tym faktem do porządku dziennego doszukuje się winy za brak zdrowego dialogu po stronie polskiej.

„Widzę brak zainteresowania dialogiem historycznym, nie widzimy zainteresowania współpracą ze strony IPN. Współpracujemy z niezależnymi polskimi naukowcami” – żalił się Drobowycz. Problem jednak w tym, że ze strony ukraińskiej trudno o prawdziwy dialog, jako że relatywizuje ona historię, wybiela oprawców, którym na Ukrainie stawia się pomniki, honoruje ich nazwiskami miejsca użytku publicznego i czci jako bohaterów. Jednocześnie władze Ukrainy nie wywiązują się z wcześniejszych umów i nie zezwalają na ekshumację i godny pochówek polskich ofiar ukraińskich ludobójców.

Szef ukraińskiego IPN posunął się również do szantażu, że jeżeli strona polska nie nada pomnikowi UPA w Monasterze takiego kształtu, jakiego życzyłaby sobie strona ukraińska, to nie może być mowy o wykopaliskach i ekshumacjach polskich ofiar ukraińskich ludobójców. Zresztą jasno dał do zrozumienia, iż oczekuje ustępstw ze strony polskiej „na rzecz ukraińskiej pamięci historycznej” czyli wybielania ukraińskich zbrodni [sic!]. Są wprawdzie tacy, którzy usiłują przekonywać, że Drobowycz to szef małej ukraińskiej instytucji i jego słowa nic nie znaczą, jednak nic bardziej mylnego. On reprezentuje to, co myślą na temat ekshumacji jego mocodawcy. Nie wiem, jak Państwo, ale ja nie słyszałam po udzielonym przez niego wywiadzie, aby jego przełożeni wezwali go złożenia wyjaśnień czy wydali jakiekolwiek oświadczenie, w którym odcinaliby się od reprezentowanych przez niego poglądów.

Jest jeszcze jeden aspekt całej sprawy – rosyjska propaganda, która od lat gra banderyzmem na rzecz izolacji Ukrainy. Władze w Kijowie powinny w końcu zrozumieć, że trwając przy kulcie ludobójców i uniemożliwiając pochówek ofiar same wykluczają się ze świata zachodniego, dając jednocześnie Rosjanom paliwo do tworzenia negatywnego obrazu Ukrainy jako państwa tkwiącego w ideologii nazizmu. Banderyzm bowiem – co do tego historycy nie mają najmniejszych wątpliwości – był ukraińską wersją nazizmu.

Pozostaje jeszcze kwestia zwykłej ludzkiej przyzwoitości. W dziejach bywało tak, że armie przerywały działania wojenne, aby każda ze stron miała szansę pochować swoich poległych. Szanowano taki tymczasowy rozejm i na ogół nie wykorzystywano do podstępnego ataku na przeciwnika, ponieważ dla każdego cywilizowanego dowódcy czy przywódcy jest oczywistym, iż zmarłym należy się godny pochówek. Tymczasem strona ukraińska, mimo że Polacy otworzyli swoje serca i domy dla ukraińskich uchodźców wojennych, nadal odmawia chrześcijańskiego pogrzebu pomordowanym polskim obywatelom. To się nie mieści w żadnych kanonach i w przyszłości z pewnością znajdzie się w podręcznikach historii. Pytanie tylko, czy Ukraina naprawdę chce zająć w niej tak niechlubne miejsce?

Anna Wiejak

Skip to content