Niemiecka prasa alarmuje, że coraz więcej migrantów przedostaje się do Niemiec przez granicę z Polską, a policjanci „pracują na granicy swoich możliwości”. Jednocześnie trwają naciski na Polskę, aby przyjmowała nielegalnych imigrantów, których przecież Niemcy wcześniej zaprosili do siebie.
Przyznam, że czytając w niemieckiej prasie łzawe artykuły na temat problemów z nielegalnymi migrantami, miałam dwojakie uczucia. Z jednej strony bowiem naprawdę żal mi przepracowanych niemieckich policjantów, a jeszcze bardziej – gwałconych przez migrantów kobiet, ale z drugiej trzeba sobie jasno powiedzieć, że cały ten kryzys wygenerowały niemieckie władze, które teraz chcą, aby taki los stał się udziałem Polski i Polaków.
Systemowa polityka multi-kulti i budowania społeczeństwa otwartego na migrantów, których przecież oficjalnie zapraszano, była prowadzona przez niemiecki rząd od 2015 roku z pełnym poparciem niemieckiego społeczeństwa. To Niemcy wygenerowały sytuację, w której przemytnicy ludzi znaleźli sposób na zarobek, zbijając fortunę na zalewie Europy przez hordy rozbisurmanionych barbarzyńskich nachodźców. To nikt inny, jak kanclerz Angela Merkel fotografowała się ze śniadymi przybyszami i przekonywała o zaletach ich przyjmowania. To niemieccy ekonomiści wmawiali jeszcze w 2023 roku, że aby przeciwdziałać niedoborom pracowników, potrzebują 1,5 mln migrantów rocznie. I nagle okazuje się, że zmieniają zdanie.
„W pierwszej połowie roku wyraźnie wzrosła liczba nielegalnych migrantów, którzy dostali się do Niemiec przez granice z Polską i Czechami” – powiedział w sierpniu rzecznik grupy parlamentarnej partii CDU/CSU ds. polityki wewnętrznej. Jak podało Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w lipcu do Niemiec nielegalnie wjechały 8062 osoby, 2335 przez Polskę i 2032 przez Czechy. Niemiecki polityk przyznał, że „sytuacja wymknęła się spod kontroli”. Politycy z Berlina domagają się wprowadzenia kontroli na granicy z Polską i Czechami, a kontrolowane przez nich instytucje unijne naciskają na Polskę, aby nielegalnych migrantów sprowadzała do siebie. Oznacza to nic innego, jak tylko, że nie chcą oni ponosić odpowiedzialności za kryzys, który wywołali i obarczyć nią kraj, który od początku przestrzegał przed skutkami takiej polityki.
Trzeba, aby wreszcie Niemcy zaczęli ponosić odpowiedzialność za swoją politykę. Brutalna prawda jest taka, że nie ponieśli konsekwencji za II wojnę światową (odpowiadali tylko najwięksi zbrodniarze, a reparacji Polacy do dziś nie mogą się doprosić), nie ponieśli ich także za gazociągi Nord Stream 1 i 2, których budowa umożliwiła Putinowi agresję na Ukrainę, teraz zaś nie chcą odpowiadać za wywołany przez siebie kryzys migracyjny w Europie. Państwo to prowadzi politykę katastrofy we wszystkich kluczowych obszarach, a mimo to ma czelność pretendować do sprawowania kontroli nad całą Unią Europejską. Co ciekawe, duża część państw UE zachowuje się, jakby cierpiała na syndrom sztokholmski i na owe niemieckie przywództwo wyraża zgodę.
Polskie władze mają jasne stanowisko – decyzję w tej sprawie oddają w sposób demokratyczny polskiemu społeczeństwu, co spotyka się z furią urzędników i polityków UE, których demokratyczne decyzje państw członkowskich bardziej uwierają, niż wspomniani wyżej nielegalni migranci. Jeżeli Unii Europejskiej nie uda się wyrwać spod niemieckiej dominacji, to czeka ją albo anarchia albo totalitaryzm, we wprowadzaniu którego Niemcy już mają doświadczenie.
Anna Wiejak