Niemieckim politykom wydaje się, że Polska jest landem IV Rzeszy – takie wnioski można wysnuć po wywiadzie, jakiego Manfred Weber udzielił telewizji ZDF. Ów znany z ataków na Polskę polityk zapowiedział w nim, że Prawo i Sprawiedliwość będzie przez niego zwalczane, ponieważ – jak twierdził – nie akceptuje państwa prawa. Określił przy tym partię Jarosława Kaczyńskiego jako „wroga”.
Abstrahując od faktu, że to Niemcy nie przestrzegają prawa notorycznie łamiąc traktaty, warto zauważyć, iż ostatnim razem, kiedy określiły Polaków jako wroga, skończyło się wybuchem II wojny światowej i bezprecedensowym ludobójstwem, którego dopuścili się głównie na narodzie polskim i żydowskim. Polacy do tej pory nie otrzymali zadośćuczynienia za tamte niemieckie zbrodnie, a już słyszą, że partia, która w ich imieniu domaga się reparacji jest „wrogiem” państwa niemieckiego. Wnioski nasuwają się same…
Faktem jest, że Niemcy nie traktują Polski jako partnera, stosując wobec niej przemoc kapitałową, a teraz i polityczną. Irytację Berlina powoduje fakt blokowania przez nasz kraj federalizacji Unii Europejskiej pod egidą Niemiec oraz intensywny rozwój gospodarczy, w tym inwestycje infrastrukturalne. Z tego powodu usiłują – wbrew prawu i dobrym obyczajom – w sposób jawny ingerować w polskie życie polityczne i pozbawić władzy obecny rząd. Są przy tym na tyle bezczelni, aby zarzucać nam brak praworządności.
Otóż dobrze by było, żeby Niemcy zrozumieli wreszcie, że po pierwsze decyzje dotyczące państwa polskiego podejmowane są w Warszawie, a nie w Berlinie. Po drugie, Polacy mają pełne prawo wyłonić taki rząd, na jaki się zdecydują w demokratycznych wyborach, natomiast ich sąsiedzi mają obowiązek ten wybór uszanować, a nie wtrącać się w sposób jawny w sprawy wewnętrzne państwa polskiego. Po trzecie, jeżeli inne kraje życzą sobie niemieckiej dominacji, mają wolną drogę – mogą złożyć Berlinowi hołd, czy wybrać jakąkolwiek inną formę poddaństwa. Będzie to ich suwerenna decyzja. Polska nie życzy sobie być niemieckim landem, a Polacy – słabo opłacanymi wyrobnikami w niemieckich firmach. Po czwarte, jeżeli OBWE chce obserwować wybory w Polsce, to najpierw sugerowałabym przyjrzeć się posunięciom Berlina w kontekście tych wyborów, bo tylu nadużyć nie spotka nigdzie indziej. Po piąte wreszcie, w przypadku Niemców imperializm i chęć dominacji wygrywają ze zdrowym rozsądkiem i rachunkiem ekonomicznym. Niemcy najwyraźniej nie rozumieją, że proponowany niegdyś przez Roberta Schumana model współistnienia europejskich narodów, który obecnie odrzuciły, gwarantowałby im zdecydowanie większy rozwój niż próby zdominowania sąsiadów i bezwzględnego podporządkowania ich zapadającym w Berlinie decyzjom. Warto w tym miejscu przypomnieć, jak ojciec Europejskiej Wspólnoty diagnozował problem z Niemcami: „Moglibyśmy pomyśleć, że Niemcy, uzyskawszy polityczną jedność, zadowolą się niebagatelną rolą, jaką miały odegrać w Europie i w świecie, dzięki swojej sile i zaletom swojej rasy. Ale, po pierwsze, miały nieczyste sumienie: początki Rzeszy były splamione przemocą i niesprawiedliwością. Po drugie, należy przyznać, czego dowiodła historia: Niemcy wiecznie będą niezadowolone. To właśnie dlatego był i prawdopodobnie zawsze będzie problem niemiecki”.
W tym kontekście należy zauważyć, że i początki współczesnego państwa niemieckiego są splamione przemocą. Wprawdzie Niemcy odcięli się od III Rzeszy, ale tylko formalnie, w rzeczywistości bowiem naziści weszli w skład kadry urzędniczej i rządzącej państwa niemieckiego. Co więcej, jak już wspomniałam, nie dokonali zadośćuczynienia za popełnione zbrodnie, a teraz mają czelność definiować polski rząd jako wroga. Stało się dokładnie to, co przewidział Robert Schuman pisząc: „Jak długo są podzielone, jak długo czują tęsknotę za jednością, Niemcy stanowią mniejsze zagrożenie dla pokoju w innych krajach. Jak tylko ich potrzeba jedności zostanie zaspokojona, znów stają się opętane nowymi ideami dominacji”. Owo opętanie widać jak na dłoni. Pytanie tylko, jaką tragedią skończy się ono tym razem?
Anna Wiejak