WYWIAD. Prof. Żaryn dla AWPE: To, co piszą izraelscy dziennikarze wpisuje w dość nudną, kłamliwą opowieść o Polsce

Izraelski dziennik „Haaretz” uderzył w polsko-izraelskie porozumienie dotyczące wycieczek szkolnych. Gazecie i jej komentatorom nie podoba się między innymi to, że izraelskie dzieci będą odwiedzać muzeum rodziny Ulmów i miejsca pamięci Żołnierzy Wyklętych. Jakby Pan Profesor to skomentował?

Prof. Jan Żaryn: Patrząc od strony politycznej najpierw, a nie historycznej, to zapewne jest to wynik wewnętrznych rywalizacji w państwie izraelskim między partiami i środowiskami, które dzisiaj mają wpływ na rozdział elektoratu w Izraelu. Szczególnie jeśli chodzi o niechęć do Żołnierzy Wyklętych może to być pokłosiem woli zagospodarowania Żydów postsowieckich, których na terenie Izraela jest niestety coraz więcej. Czyli autorzy artykułu odwołują się do pewnych emocji prokomunistycznych czy do sowieckiej, stalinowskiej polityki historycznej, co samo w sobie jest oczywiście kompromitujące, ale w warunkach, gdzie kłamstwo z prawdą są tak samo używane przez świat dziennikarski, niestety należy się spodziewać tego typu artykułów. Jeśli chodzi o rodzinę Ulmów, to patrząc na to też w kontekście politycznym, to jest z kolei odwołanie się do antypolskiego elektoratu żydowskiego. Jak wiadomo, tutaj szczególnie żydowskie środowiska roszczeniowe wobec Polski mają zupełnie inny obraz Zagłady, gdzie sprawiedliwi byli przedstawiani jedynie jako nieliczna grupa w przypadku Polaków, którzy musieli najbardziej obawiać się swoich ziomków, czyli innych Polaków, de facto współodpowiedzialnych wraz z nieznanymi, nie do końca identyfikowanymi nazistami, za Holokaust Żydów. Tak to bym widział od strony politycznej. To, co piszą izraelscy dziennikarze jest dość jałowe intelektualnie, ponieważ to się wpisuje w dość nudną, kłamliwą opowieść o Polsce.

Natomiast jeśli chodzi o kontekst historyczny, oczywiście bardzo ważne jest to, co się stało, czyli to polsko-izraelskie porozumienie, ponieważ dzięki niemu jest narzędzie, by przynajmniej w jakimś zakresie strona polska była dawcą historycznego przekazu zgodnie z polską polityką historyczną, niepodległego państwa, przekazywaną turystom, w tym przypadku izraelskim uczniom, którzy przybywają do naszego kraju. Nie ma rzecz jasna żadnego powodu, żeby te izraelskie wycieczki były cały czas narażone tylko na przekaz antypolskiej polityki historycznej. Niech sobie w Izraelu ewentualnie taką politykę historyczną stosują w szkołach, czy gdzie to niepodległe państwo sobie życzy, ale niekoniecznie w drugim niepodległym państwie, jakim jest Polska. Także od strony historycznej atak jest oczywiście wynikiem tego, że rząd polski uznaje się jednak za pełnoprawnego gospodarza polskiej ziemi.

I nie wpisał się w tę hagadę, bo z historią jako taką ma to niewiele wspólnego. Mówię tutaj chociażby o tym, że zdaniem niektórych żydowskich historyków, jak i tej gazety, więcej Polaków wydawało Żydów Niemcom niż ich ratowało, co jest nieprawdą.

To jest nie tylko nieprawda, ale tu mamy pewien dyskomfort natury cywilizacyjnej. Nasza cywilizacja łacińska, choć oczywiście już dzisiaj mocno niedoskonała, ale jednak nam podpowiada, że celem zarówno nauki, jak i tworzenia polityki w tym wypadku historycznej jest dążenie do prawdy, czyli do odkrywania tego, co historia autentycznie i ludzie w tejże historii przeżywali. Natomiast alternatywne widzenie historii podpowiada, że tylko i wyłącznie utylitarne traktowanie przeszłości jest istotą jej istnienia w przestrzeni bieżącej. To jest tzw. postprawda, która towarzyszy temu utylitaryzmowi czyli tylko takie tezy historyczne będziemy formułować – niezależnie od tego, czy są prawdziwe, czy kłamliwe – które są dopasowane do współczesnych potrzeb funkcjonowania danego społeczeństwa, danej wspólnoty. To są dwie nie do pogodzenia wizje, w których jesteśmy świadkami. W tych dwóch wizjach żyjemy bez możliwości szukania jakiegoś porozumienia, bo takowego nie ma.

W Haaretz czytamy, że Józef Kuraś, znany też jako „Ogień”, brał udział w mordowaniu żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci w Polsce. Jakie są fakty?

Fakty są takie, że oczywiście Żołnierze Wyklęci to ludzie o skomplikowanych życiorysach. W przypadku Józefa Kurasia mamy przede wszystkim do czynienia z jego wielką tragedią osobistą w okresie II wojny światowej. Jako partyzant najpierw Konfederacji Tatrzańskiej, jednej z najbardziej rozbudowanych struktur podziemia okresu II wojny światowej, a potem Armii Krajowej, stracił najbliższych: żonę, dziecko. Niewątpliwie to miało swoje konsekwencje, jeśli chodzi o wpływ na jego twardość charakteru i zdolność do podejmowania decyzji czasów wojny, gdzie jest rzeczywistość zero-jedynkowa, ponieważ jego zdaniem po jego powrocie do podziemia w 1945 roku wojna na Podhalu miała trwać dalej i ta zero-jedynkowość, tak jak w czasie okupacji niemieckiej dalej zaczęła być przez niego realizowana. W tej zero-jedynkowości niewątpliwie po stronie wrogów Polski byli komuniści i wszyscy, którzy z tymi komunistami kolaborowali. Tak się składa, że niewątpliwie wśród komunistów byli także – i to w sposób dostrzegalny – Żydzi jako członkowie czy to PPR, czy Urzędu Bezpieczeństwa, czy milicji, chociaż akurat w tej ostatniej formacji najmniej. Według historyków, przede wszystkim prof. Macieja Korkucia jako biografa Kurasia, te zabójstwa, których się dopuszczali sam Józef Kuraś, lub jego żołnierze, dotyczyły wyroków na komunistach, a byli oni także pochodzenia żydowskiego. Czy zawsze mieli rację? To jest oczywiście trudne pytanie. Między innymi został zastrzelony znany przewodnik tatrzański, ale nie dlatego, że był przewodnikiem tatrzańskim, tylko dlatego, że był członkiem PPR. To jest więc pytanie, co rzutowało na dokonanie takiej a nie innej decyzji.

Natomiast jeśli chodzi o ten mord na rodzinie żydowskiej, to wiemy dzisiaj, że najprawdopodobniej ten oddział – bo nie sam Kuraś, tylko jeden z jego oddziałów – został mylnie rozpoznany przez uciekających Żydów jako Straż Graniczna. Otworzono ogień, bo byli w posiadaniu broni i w związku z tym z drugiej strony także padły strzały i ci próbujący uciec z Polski Żydzi zostali zastrzeleni. Czy była to nieszczęśliwa pomyłka, czy nie, trudno do końca rozsądzić, ale według dzisiejszej wiedzy, w ramach tego dążenia do prawdy tyle możemy w tych relacjach odkryć. Zawsze można badać dalej historię. Rzecz jasna tylko prawda jest najciekawsza i najważniejsza i nie uchylajmy się od niej, bo oczywiście zdarzało się także, że Żołnierze Wyklęci, konkretni, zachowywali się w sposób niegodny. Proszę pamiętać, że żyli w niezwykle poważnym stresie, w którym musieli podejmować decyzje zero-jedynkowe, tak jak pod okupacją niemiecką. Bez wątpienia Józef Kuraś jest nam znany przede wszystkim z chwalebnych czynów, jak przede wszystkim wyzwolenie więźniów z krakowskiego więzienia w 1946 roku, tak samo jak żołnierze Armii Krajowej są nam znani z faktu, że zabili Kutscherę, a nie dlatego, że co i raz to zdarzało się, że niektórzy żołnierze, czy nawet oficerowie Armii Krajowej psychicznie nie wytrzymywali ciśnienia czasu, co się oczywiście zdarzało.

Tyle, że te ewidentnie pojedyncze, jednostkowe przypadki zostały metodą projekcji przeniesione na całość podziemnej armii. Cytowany przez Haaretz Jan Grabowski mówi o Żołnierzach Wyklętych, że byli „bezwzględnymi mordercami Żydów w czasie wojny i po wojnie”.

To kłamie i tyle. Z kłamcami nie ma o czym rozmawiać. Tak jak powiedziałem, bez wątpienia ten przekaz historyczny tej gazety nie mieści się w klasycznym rozumieniu dążenia do prawdy historycznej. To jest wybór dziennikarzy, którzy chcą się posługiwać kłamstwem i można się co najwyżej doszukiwać powodów już nie historycznych, tylko politycznych, o których mówiłem na początku.

Polacy i Żydzi mimo tego wszystkiego mają piękną wspólną historię. To na ziemiach polskich narodziła się i rozwinęła nacjonalistyczna żydowska organizacja Bejtar. Może zastanawiać dlaczego te wspólne dzieje są tak mało eksponowane?

Nie. Myślę, że jest dużo placówek muzealnych w Polsce, różnych instytutów, także projektów badawczych, które eksponują różne wątki historii wspólnej i osobnej polskiej i żydowskiej. Oczywiście dominowała historia osobna, choć na wspólnym terytorium i to jest powodem niezwykłości tych relacji. Ale jednak były to relacje w przestrzeni i I Rzeczpospolitej, i okresu zaborów i potem XX wieku zdecydowanie bardziej osobne niż wspólne. Asymilacja Żydów polskich de facto nie nastąpiła nigdy, w przynajmniej jakościowej dominancie, żeby można było powiedzieć, że znacząca część na przykład w okresie II Rzeczpospolitej spośród tych ponad 3,5 mln Żydów zdecydowała się na przyjęcie polskości sercem i umysłem, to znaczy oddała się na rzecz dalszego krzewienia polskiej racji stanu. Przykład Bejtaru jest też na to dowodem. To była organizacja, która wzorowała się na Legionach Piłsudskiego, ale przecież nie po to, żeby wyzwalać Polskę, tylko żeby wyzwalać Izrael. I to był wybór, który rzecz jasna jako Polacy szanujemy i cieszymy się, że mogliśmy w tym zakresie pomóc syjonistom żydowskim. Podobnie jak niewątpliwie pomogliśmy jako Polacy, a konkretnie dowódca późniejszego II Korpusu, czyli gen. Władysław Anders, że nie zastosował przepisów prawa o dezercji, a wręcz objął amnestią tych, którzy zdecydowali się na wyjście z armii i ucieczkę i znalezienie się na terenie Palestyny także w celu nie polskim, tylko w celu żydowskim, to znaczy, żeby walczyć o swoją ojczyznę. Myślę, że raczej strona żydowska ma kłopot w tej szeroko pojętej wdzięczności za to, że nie byliśmy miejscem na ziemi, które przymuszało do opowiedzenia się za Polską, zarówno w I, jak i w II Rzeczpospolitej, tylko dało Żydom prawo do ich własnego tożsamościowego, osobnego życia.

Tym bardziej, że I Rzeczpospolita tak naprawdę ratowała Żydów z całej Europy, prześladowanych przecież w krajach zachodnich.

Tak, oczywiście. Ale też szlachta polska niewątpliwie zyskiwała ekonomicznie na tej współpracy. To nie była tylko polityka miłosierdzia, ale także niewątpliwie wzajemnych interesów. Natomiast nie przymuszano do tego, by Żydzi wyznania mojżeszowego mieli być w swej kondycji prawnej zależni od tego, czy przejdą na katolicyzm, czy nie. Ich dobre samopoczucie jako Żydów wyznania mojżeszowego było bez wątpienia w I Rzeczpospolitej podtrzymywane.

Rozmawiała Anna Wiejak

Skip to content