Jakby Pani podsumowała ten rok pomocy Ukrainie? Jak to wyglądało?
Małgorzata Jarosz-Jaraszewska: To jest rok, w którym wiele się nauczyliśmy. Musieliśmy odpowiedzieć na niesamowite wyzwania, z którymi jako organizacja charytatywna do tej pory się nie spotykaliśmy. Przede wszystkim ogrom tragedii ludzi, którzy dotarli do Polski i ich sytuacja powodowała, że byliśmy zmuszeni działać na wielu frontach. Mam nadzieję, że to się udało. Pomogliśmy ponad 2 mln osób dorosłych z Ukrainy, z dziećmi, zapewniając im zarówno schronienie w naszych placówkach Caritas, w ośrodkach, jak również pomoc socjalną, także w postaci pomocy finansowej, rzeczowej, żywnościowej i teraz już pomoc integracyjną w naszych centrach pomocy migrantom i uchodźcom. Codziennie przybywają z Ukrainy nowe osoby, które uciekają stamtąd przed zimnem, przed bombardowaniami i uzyskują u nas pomoc.
Jakie były największe wyzwania?
Największym wyzwaniem na początku oczywiście był ogrom osób, które przekraczały granicę i to, że przede wszystkim potrzebowały informacji, gdzie znaleźć schronienie. Caritas bardzo szybko zaangażowała się i w zorganizowanie „Namiotów Nadziei” na samej granicy, ale również w organizację punktów recepcyjnych w następnych miastach i rozprowadzanie potrzebujących po różnych miejscach, gdzie tę pomoc mogli uzyskać. Byliśmy też pośrednikiem organizacji schronienia bezpośrednio u ludzi zrzeszonych w parafiach, którzy okazywali swoje wielkie serce, żeby przyjąć rodziny pod swój dach, do swojego domu. Dużym wyzwaniem było też rozpoczęcie czy też rozwinięcie współpracy międzynarodowej. Bardzo dużo Caritas oczywiście z całego świata, ale szczególnie z Europy zgłaszało się do nas z ofertą pomocy. Organizowanie, koordynowanie takiego procesu wcale nie jest takie proste. Musieliśmy bardzo szybko zwiększyć zespół pracujących osób, również z doświadczeniem pomocy humanitarnej. Osobną rzeczą jest pomoc humanitarna wysyłana do Ukrainy. W tym mamy doświadczenie jako Caritas Polska, bo cały dział zagraniczny zajmuje się głównie tym. Niemniej jednak ogrom tej pomocy, która była potrzebna i też była nam oferowana w postaci ton różnego rodzaju produktów, które wysyłaliśmy do Ukrainy, powodował, że musieliśmy szybko stworzyć w Lublinie magazyn, w którym można to było przeładowywać i wysyłać do Ukrainy.
We współpracę z Caritas zaangażowało się wielu wolontariuszy. Jak wielu? Jaki był odzew polskiego społeczeństwa na samym początku wojny?
Odzew był ogromny. Robiliśmy nabory do naszych namiotów – Caritas Polska, ale przede wszystkim diecezje wykorzystywały swoje zasoby wolontariuszy. Liczymy w tej chwili, że około 31 tysięcy wolontariuszy było zaangażowanych zarówno na granicy, jak i teraz, już w działaniach integracyjnych. Bardzo ciekawym aspektem jest to, że zgłaszają się wolontariusze ukraińscy – nie tylko te osoby, którym dajemy zatrudnienie, ale przychodzą ukraińscy obywatele, w szczególności panie, bo ich jest najwięcej. Również seniorzy. Mówią, że nie chcą siedzieć bezczynnie, że chcą pomagać. W związku z tym w naszych centrach pomocy migrantom i uchodźcom oprócz pracowników i wolontariuszy polskich są też wolontariusze ukraińscy.
Jak wygląda praca takiego wolontariusza?
Wolontariusze przede wszystkim pomagają w udzielaniu informacji. W centrach mamy bardzo dużo informacji o tym, gdzie można uzyskać określoną pomoc. W samych centrach oferujemy pomoc psychologiczną, pośrednictwo pracy, różnego typu zajęcia integracyjne, spotkania dla dzieci, dla seniorów, dla mam z dziećmi, mam bez dzieci – w różnych grupach. Niemniej jednak też musimy mieć świadomość przede wszystkim tego, jakiej pomocy udziela państwo, jakiego rodzaju świadczenia każdy Ukrainiec może uzyskać i takiej informacji może udzielać przeszkolony przez nas wolontariusz, jak również gdzie można uzyskać inną pomoc w innych organizacjach i instytucjach, które w danym mieście są. Dzięki temu tworzymy pewnego rodzaju siatkę pomocy powodując, że nie za wszystko jedna organizacja jest odpowiedzialna, tylko tworzymy sieć tej pomocy i bardzo dobrą współpracę.
Caritas oferuje Ukraińcom również pomoc rzeczową. Jakie w tej chwili są te potrzeby i jaki jest odzew na nie polskiego społeczeństwa?
Mamy świadomość, że w pierwszym momencie ta gotowość udzielania pomocy była oczywiście większa. Była ogromna. W tej chwili nie jest tak, jak na samym początku, ale cały czas mamy programy, które teraz realizują wsparcie Ukraińców w samej Ukrainie czyli „Paczka dla Ukrainy” – to jest bardzo dobre rozwiązanie, dlatego że karton z konkretnymi produktami jest bardzo łatwy do przeładunku i możemy wysyłać takie transporty z paczkami do Ukrainy, do naszych magazynów przeładunkowych. Stamtąd już małymi busami są one rozwożone po całej Ukrainie. Osoba może wziąć taki karton – on nie jest taki lekki, bo waży 18 kg – i zabrać w całości. Nie trzeba tam tworzyć grupy osób, która by to rozpakowywała. Druga rzecz, to udzielamy pomocy finansowej w Ukrainie. Pomoc rzeczowa wiąże się z całą obsługą, natomiast tak naprawdę najbardziej efektywną pomocą humanitarną jest przekazywanie środków finansowych, o ile w danym miejscu można za nie coś kupić. Poprzez Caritas SPES wyłoniliśmy najbardziej potrzebujące osoby w Ukrainie i tam dostarczamy comiesięczną pomoc w kwocie około 1300 złotych, którą dana rodzina będzie mogła otrzymywać na razie przez pół roku. Zobaczymy, jak uda nam się zebrać następne środki, żeby to kontynuować.
Czy udzielana przez Polaków pomoc przekłada się w jakiś sposób na budowanie relacji między tymi dwoma narodami? Jeżeli tak, to w jaki sposób? Czy mają Państwo jakieś informacje zwrotne?
Informacje zwrotne są, dlatego że mamy bardzo dużo materiałów i nagrań z Ukrainy. Wysyłamy tam naszych przedstawicieli i z działu komunikacji i z działów merytorycznych i zawsze jest to po prostu ogromna wdzięczność. Zresztą Ukraińcy nie kryją tego. Na każdym spotkaniu, na którym jestem, chociażby w Centrum Pomocy Migrantom i Uchodźcom ktoś z grupy wstaje i mówi w imieniu wszystkich, że bardzo dziękują Polakom za to, co dla nich robimy. To jest naprawdę bardzo wzruszające, bo to jest bardzo autentyczne. Nikt nikogo tam nie zaprasza. Ale jest jeszcze inny aspekt, który pojawił się w przypadku działalności, o której dzisiaj nie zdążyłam powiedzieć. Organizujemy „turnusy wytchnieniowe”. Zapraszamy dzieci z terenów wojny po to, żeby odpoczęły w Polsce od nalotów, od bombardowań, od zimna – przyjeżdżają tutaj na dwa tygodnie z bardzo odległych miejsc. Również ze Lwowa, z ośrodków przesiedleńczych, które są zorganizowane koło Lwowa. Tam mieliśmy do czynienia z takim zjawiskiem, że na początku te dzieci tworzyły odrębne grupy – dzieci ze wschodu i dzieci z zachodu – i dopiero po pewnym czasie zaczęły się ze sobą integrować. Myślę, że to jest taki aspekt, o którym teraz w ogóle nie myślimy, że obok tego wszystkiego zła, które się dzieje, dzieje się również wiele dobrego, co będzie rzutować w przyszłości na ukraińskie społeczeństwo. Dzieci, które chodzą do szkoły w Polsce, wrócą kiedyś do Ukrainy i będą miały zupełnie inne kompetencje, zupełnie inne nastawienie do ludzi z innego kraju i tak samo do siebie nawzajem. Myślę, że to też jest bardzo ważne.
Rozmawiała Anna Wiejak